niedziela, 18 sierpnia 2013

Dzień 194 – 18.08.2013



godzina 11.30 – mieszkanie
            Jak dawno nie oglądałem filmów! Mam ochotę nadrobić dziś zaległości i obejrzeć cokolwiek. Znowu czuję, że powinienem może się pouczyć, ale co tam. Zaraz znajdę jakiś interesujący film!

godzina 14.15
            Na pierwszy rzut poszły „Wielkie nadzieję” w najnowszej wersji. Fakt, że jeszcze nie przeczytałem książki, ale idzie mi naprawdę źle.  Jakoś nie potrafię wczuć się w klimat. Film za to oglądałem z przyjemnością. Nie trwa za długo, akcja w miarę wciąga, a aktorzy grają swoje role w przekonujący sposób. Może teraz dam radę przebrnąć przez powieściowy pierwowzór.

godzina 18.00
            Po zjedzeniu obiadu postanowiłem poświęcić chwilę na wytrzymałość materiałów. Chwilę to doskonałe określenie. Chcę obejrzeć coś jeszcze. Tylko co?

 godzina 20.45
            „Bez mojej zgody”. Ostatnio kupiłem książkę i jeszcze nie miałem okazji przeczytać, ale film postanowiłem obejrzeć. Na mój prywatny seans zaprosiłem mamę, która lubi wszystkie smutne i dołujące opowieści, a ta bez dwóch zdań się do takich zalicza. Po obejrzeniu poczułem się naprawdę smutno, ale nie oczekiwałem niczego innego po historii na temat dziewczynki chorej na raka.

 godzina 21.00
            Włączył mi się tryb przemyśleń na temat chorób. Przypomniałem sobie jak rok po maturze zmarła na raka moja znajoma z licealnej klasy. Nie przyjaźniliśmy się w jakiś wyjątkowy sposób, chociaż czasami wychodziliśmy razem na imprezę. Zorganizowaliśmy nawet wspólne osiemnaste urodziny. Wiadomość o jej śmierci była całkowicie niespodziewana i zaszokowała wszystkich znajomych. To był pierwszy raz gdy zmarł ktoś w moim wieku, a ja uświadomiłem sobie, że młodość wcale nie gwarantuje długiej przyszłości pełnej wspaniałych przeżyć. Nigdy też nie zapomnę, że z jej pogrzebu zrobiło się klasowe spotkanie zakończone pójściem na wieczorne piwo. Dlaczego nie potrafimy zorganizować spotkania w normalny sposób? Naprawdę musi ktoś umrzeć, żeby cała klasa potrafiła zejść się w jednym miejscu? Okropne.

godzina 21.15
            – Adrian, w telewizji leci „Dziennik Bridget Jones”! – krzyknęła mama.  
– O, naprawdę? Obejrzę na poprawę nastroju po poprzednim filmie – przyznałem.
– Ja zrobię podobnie – zaśmiała się.

Podsumowanie dnia: Dzień z ekranizacjami powieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz