sobota, 17 sierpnia 2013

Dzień 193 – 17.08.2013



godzina 00.30 – autobus
            Nadeszła godzina powrotu. Właściwie większość osób wróciła już godzinę temu. Niestety ja i Daniel nie mieliśmy autobusu, więc musieliśmy poczekać nieco dłużej. Gdy w końcu podjechał wysłużony pojazd weszliśmy do środka i zajęliśmy pierwsze lepsze siedzące miejsca. Tuż za nami usiadł podstarzały cowboy z kolegą przypominającym gwiazdę popu lat osiemdziesiątych. Prowadzili wyjątkowo głośną rozmowę, a właściwie monolog autorstwa cowboy’a.  Ich gadka zaczęła się już na przystanku, na którym poznali się dziesięć minut temu. Teraz chcąc nie – chcąc, słyszeliśmy każde ich słowo:
– Wiesz, ja mam muzykę w małym palcu. Wiem o muzyce wszystko. Dosłownie wszystko! Ty wiesz z kim ja współpracowałem? Bajm, Lady Pank, Budka Suflera, a pewnego dnia zaproszono mnie na nagranie do studia. Potem okazało się, że to Dżem nagrywał.
– Aha! – odparł z podziwem w głosie jego kolega, więc chyba wierzył w te słowa.
Spojrzeliśmy z Danielem na siebie nie ukrywając uśmiechu wywołanego tymi głupotami.
– Z Madonną pewnie też współpracował – szepnął Daniel.
– Oczywiście i właśnie dlatego jeździ autobusem, zamiast limuzyny albo chociaż taksówki – dodałem. Tymczasem cowboy zaczął kolejny wątek.
– Wiesz, mój kumpel ma ranczo duże jak połowa tego miasta! Musi po nim jeździć terenowym samochodem. Tysiąc pięćset kangurów, kilkaset koali, a tych małych – gryzoni, to nawet nie liczyłem ile było. Chciał mi dać kawałek tego rancza, ale to nie dla mnie, ja żyję muzyką!
– Rozumiem.
– Podchodzę na drzewo popatrzeć co tam siedzi, a tam koala z młodym. Wziąłem małego na ręce, jego matka się wkurzyła, ale ten maluch skradł mi serce. Mówię ci, małe pandy też są fajne, ale tylko koala potrafi tak bardzo zauroczyć człowieka.
W tym momencie wybuchliśmy głośnym śmiechem.
– Jezu, jeszcze chwila a eksplodują nam głowy – wymamrotał miedzy salwami śmiechu Daniel. – Ej, a mówiłem ci, że to ja szyłem flagę, którą amerykanie wbili na księżycu? – powiedział tonem naśladującym cowboy’a.
– Jak byłem na koncercie Lady Gagi, to ona zaprosiła mnie do swojej garderoby. Zobaczyłem sukienkę z mięsa i mówię  „Gaga, weź ubierz to kiedyś na jakąś ważną imprezę”, a ona na to „No pewno Adrian, skoro tak mówisz, to zrobię tak”. A potem wszędzie o tej sukience mówili, dzięki mnie właśnie – odpowiedziałem mu.

godzina 11.30 – mieszkanie
            Mama postanowiła zaprosić na obiad babcię. Oczywiście już zaczęła panikować z tego powodu. Zostałem zagoniony do prowizorycznych porządków, które i tak nic nie dadzą – babcia na pewno znajdzie coś niewyczyszczonego, niepoukładanego lub pogniecionego.

godzina 13.00
            – Co robisz? – spytała babcia wchodząc do mojego pokoju.
– Czytam.
– A czy ty nie masz jeszcze do zrobienia czegoś na uczelnie?
– Dwa sprawozdania.
– To nie powinieneś ich zrobić? – drążyła temat.
– Jest sierpień, daj mi spokój! Wiem kiedy powinienem się za nie zabrać! – warknąłem.
– A ten telewizor jaki zakurzony – zmieniła temat.
– Zaczęło się – mruknąłem sam do siebie.
Podsumowanie dnia: Durne pogawędki.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz