czwartek, 1 sierpnia 2013

Dzień 168 – 23.07.2013



godzina 01.30 – granica Chorwacji z Bośnią i Hercegowina
            Czuje się jak kryminalista. Celnicy postanowili sprawdzić nasz autokar. Stoimy grzecznie w kolejce ściskając w dłoniach dowody osobiste lub paszporty. Podchodzimy do odrapanej budki celników, a oni sprawdzają dokumenty w dziwnej maszynce. Podałem swój dowód. Coś mruga, coś się świeci i tak w kółko. Chyba skończę w Bośniackim więzieniu.

godzina 01.35
            Jednak nie zostanę skazany! Uff!

 godzina 07.00 – autokar
            Jesteśmy coraz bliżej. Za oknem rozpościerają się zapierające dech w piersi widoki. Wybrzeże adriatyckie robi ogromne wrażenie. Błękitna woda, a także wysokie i strome szczyty górskie, które sprawiają wrażenie niedotkniętych ludzką ręką. Na powierzchni morza Adriatyckiego w wielu miejscach dryfują beczki i butelki. Dowiedzieliśmy się, że w taki sposób miejscowi prowadzą hodowle małż. A już myślałem, że postanowili zrobić z morza wysypisko odpadów.

godzina 10.30 – Rafailovici
            Dotarliśmy na miejsce – do malutkiej miejscowości zwanej Rafailovici, znajdującej się na obszarze Riwiery Budvańskiej. Pierwszym co rzuciło się w oczy jest całkowity brak chodników. Piesi poruszający się ulicą w ramach możliwości unikają pojazdów.

godzina 11.00 – pensjonat
            Przybyliśmy zbyt wcześnie. Czekamy aż nasze pokoje zostaną wysprzątane. W międzyczasie nasz rezydent (siedemnastolatek o twarzy kupidyna i długich włosach sięgających do pasa) zabawia cały turnus opowieściami na temat Czarnogóry, w międzyczasie flirtując z nastoletnimi turystkami.

godzina 12.45 – w pokoju
            – Znowu mieliśmy szczęście! – zachwyciła się mama.
– Tak, co jak co, ale pokoje zawsze mamy ładne – przyznałem.
– Zobacz ten widok! – westchnęła wchodząc na balkon.
Wyszedłem na bardzo mały, półokrągły balkonik. Moim oczom ukazała się plaża, morze i szczyty górskie. Lepiej być nie mogło, zwłaszcza, że pokój jest trzyosobowy, a nas jest przecież tylko dwójka!
godzina 14.00  – plaża
            W końcu mogę położyć się na plaży. Niestety nie jest piaszczysta, a żwirowa, ale ten mankament rekompensuje cudowny widok (czy w Czarnogórze wszędzie są takie urokliwe widoki?). Widzę góry, wysepki, w tym Wyspę Świętego Stefana – hiperdrogi hotel dla bogaczy i gwiazd. Woda w morzu jest czysta i klarowna. Jakkolwiek głęboko nie wypłynę, to mimo wszystko widzę dno. Jestem zachwycony!

Podsumowanie dnia: Jak tu pięknie!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz