poniedziałek, 30 września 2013

Dzień 237 – 30.09.2013



godzina 06.00 – mieszkanie
            Karolina ma dziś urodziny, ale napisanie jej życzeń o takiej godzinie byłoby podłością z mojej strony. Potem jej zadzwonię, niech się wyśpi. Jutro już nie będzie nam dane spać, a tymczasem trzeba się ogarnąć i jechać do biura.

godzina 14.15 – centrum
            Dzisiaj wyszedłem wcześniej. Zadzwoniłem z pracy złożyć życzenia, potem zjadłem ciasto z okazji dnia chłopaka, które zostało zafundowane przez kobiecą część pracowników. Właściwie to było coś na pograniczu ciasta i tortu, sam nie wiem jak to nazwać, ale smakowało naprawdę dobrze. Potem porobiłem wszystko co miałem dzisiaj na głowie, pożegnałem się i wyszedłem. Trochę mi smutno, przywykłem do tego miejsca, chociaż na początku byłem całkowicie przytłoczony atmosferą biura. Mam nadzieję, że niedługo tam wrócę. A teraz skupmy się na studiach i ich jak najszybszym zakończeniu.

godzina 17.00 – mieszkanie
            – Chcesz dostać w łeb? – spytała Karolina dzwoniąc na mój telefon.
– Yy, a to za co? – zapytałem zdziwiony.
– No, jeszcze pyta!
– Serio nie wiem.
– Nie powiedziałeś mi, że jutro mamy wolne!
– A mamy? – zdziwiłem się jeszcze bardziej.
– Tak! Jest inauguracja dla pierwszaków! My zaczynamy dopiero pojutrze!
– Super! Jak dobrze! – ucieszyłem się. – Humor od razu lepszy!
– Nom, a w środę zaraz po zajęciach do mnie wpadasz i zaczynamy, to co planowo miało ruszyć pół miesiąca temu?
– Tak sądzę. To będzie dziwne…

godzina 18.00
            Mogę jutro lenić się cały dzień! Wspaniale! Mała rzecz, a jak cieszy!

Podsumowanie dnia: Powracamy do codzienności.

niedziela, 29 września 2013

Dzień 236 – 29.09.2013



godzina 12.00 – mieszkanie
            Spałem prawie do południa i czuję się z tym wspaniale. Fakt, że poszedłem spać zdecydowanie zbyt późno, ale co tam. Dzisiaj nie mam zamiaru robić niczego ambitnego, potrzebnego, pożytecznego. No może z wyjątkiem posprzątania w pokoju. Wypada przed nowym semestrem pozbyć się kłębów kurzu zalegającego na szafie i półkach z książkami.

godzina 14.00
            Sprzątanie nie jest złe, to całkiem odprężające. Nie trzeba myśleć, skupiać się. W tle leci muzyka. Nie wiem czemu ludzie tak bardzo nienawidzą porządków, przecież dużo gorsze jest gotowanie. Tam trzeba uważać, nie można pomylić soli z cukrem. Niezbędne jest kontrolowanie czasu, bo jeśli będziemy piec coś o dziesięć minut za długo, to może okazać się paskudne.

godzina 15.00
            – Wiesz może ile osób będzie u Karoliny na urodzinach? – spytała mnie Martyna.
– Nie do końca. Kilka osób zapraszała, ale kto przyjdzie to nie wiem.
– Muszę wiedzieć jaki duży tort upiec.
– Już nie mogę się doczekać twojego tortu! – przyznałem. – Masz już pomysł jaki będzie? – spytałem Martyny, która zawsze zaskakuje wszystkich swoim kolejnym cukierniczym dziełem. Nikt nie wypieka tak jak ona, a przynajmniej nikt ze znanych mi ludzi.
– Hm, mam pewien pomysł, ale zobaczymy. To trudne, boje się, że nie wyjdzie.
– Zawsze wychodzi.
– Najwyżej będziecie wcinać suchy biszkopt – zażartowała.
– Spoko, powiemy że jest wspaniały.
– Wiedziałam, że nie mogę wam ufać.

godzina 17.00
            Film „Grawitacja” będzie grany w Imax’ach! Super. Dawno temu obiecałem mamie, że zabiorę ją na film 3D, gdy tylko będzie coś wartego uwagi. To nienormalne, że ona nigdy jeszcze nie była na takim seansie. Mamy XXI wiek, wypada wiedzieć jak wygląda trójwymiarowa kinematografia. Nie mogę pozwolić, żeby mój rodzic miał takie braki w obyciu. Premiera dopiero za około dwa tygodnie. W końcu zrealizuję swoją obietnicę.

Podsumowanie dnia: Cukiernicze dylematy.

Dzień 235 – 28.09.2013



godzina 23.30 – pub
            To był bardzo zabiegany dzień. Nie lubię soboty, po której człowiek jest bardziej zmęczony niż przed nią. Na szczęście już wszystko za mną. Teraz siedzę sobie z Karoliną w naszym ulubionym pubie, który ulubiony stał się z przypadku – zwykle było tu wolne miejsce, jest w miarę tanio i stosunkowo blisko do przystanku autobusowego, zamiast błąkać się pół wieczoru od miejsca do miejsca w poszukiwaniu wolnego stolika, zwykle od razu idziemy tutaj. Karolina miała jeszcze bardziej męczący dzień i jest totalnie padnięta, a do tego dokucza jej podły nastrój. Dawno już nie byliśmy nigdzie tak w dwójkę. Możemy w końcu spokojnie pogadać o wszystkim, ponarzekać, pomarudzić i pośmiać się z innych. A najlepsze, że potem nie będziemy tłuc się autobusami, bo Paweł zobowiązał się przyjechać po Karolinę i przy okazji odwieść mnie do domu!

Podsumowanie dnia: Dobrze, że już minął.

piątek, 27 września 2013

Dzień 234 – 27.09.2013



godzina 06.05 – piekarnia
            Raz w życiu to ja zrobię kolejkę z samego rana! A co, niech sobie emeryci też postoją!
– Dzień dobry – przywitałem się. – Potrzebuję jakiegoś ciasta, tak około dwudziestu pięciu kawałków, tylko żeby nie było zbyt ciężkie, bo nie chcę wydać na nie majątku – wyjaśniłem.
– W takim razie polecam to truskawkowe albo cytrynowe. Są stosunkowo lekkie.
Truskawkowe wygląda totalnie niezachęcająco. Jak babka posmarowana jakimś różowym przecierem. Cytrynowe wygląda dużo ładniej, ma intensywny żółty odcień i posmarowane jest czymś, co błyszczy jak lukier, chociaż lukrem zdecydowanie nie jest.
– Wezmę cytrynowe – odparłem po chwili słysząc chrząkanie ludzi stojących za mną. W końcu nie zawsze trzeba jeść serniki, makowce i jabłeczniki. Tylko jak ja to zawiozę do pracy?

godzina 07.15 – mieszkanie
            – Mam układ – powiadomiła mnie mama wchodząc do kuchni gdy przygotowywałem drugie śniadanie. – Ja zawiozę cię do pracy razem z tym ciastem, ty dasz mi hasło do komputera.
– Hm, no dobra. Mogę się na to zgodzić.
– Jesteś okropny.
– Nie poczuwam się do winy – mruknąłem.
– Ech – westchnęła.

godzina 16.00 – centrum
            Znowu siedziałem dłużej. Chciałem wziąć poniedziałek – jako ostatni dzień praktyki – wolny, ale niestety nie dostałem pozwolenia. Jest za dużo do roboty  i muszę być w biurze. Nici z jednodniowego odpoczynku przed zaczęciem nowego semestru. Przynajmniej dzisiaj było sympatycznie. Niektórzy nawet szczerze żałowali, że niedługo nie będzie mnie z nimi, aż zrobiło mi się naprawdę miło. Też za niektórymi będę odrobinę tęsknił. Nawet nie wiem kiedy przeleciały te dwa ostatnie miesiące.
            Ciasto okazało się bardzo dobre, chociaż kupowałem je po wyglądzie i jak najniższej cenie. Może, to dziwne, że dzisiaj przyniosłem pożegnalne ciasto, skoro to nie był jeszcze ostatni dzień, ale planowałem mieć już wolne, tyle że firma planowała inaczej.

godzina 18.00 – mieszkanie
            Ojej, tak bardzo nie cieszę się na powrót w uczelniane mury, że chyba nawet nie ma słowa w naszym języku, które oddałoby moje odczucia. Przywykłem do miłego traktowania i szacunku ze strony innych ludzi, a teraz czas powrócić do miejsca, gdzie będę traktowany jak śmieć albo jeszcze gorzej.

Podsumowanie dnia: Słodkości.

czwartek, 26 września 2013

Dzień 233 – 26.09.2013



godzina 15.30 – centrum
            Musiałem zostać dłużej w pracy. To aż niewyobrażalne, żeby praktykant musiał siedzieć po godzinach. Sam jestem tym zaskoczony, ale miałem dziś tyle rzeczy, że nie wyrobiłem się w czasie. Dodatkowo jutro będę musiał dokończyć niektóre sprawy.

godzina 16.30 – mieszkanie
            Miałem plan dyskretnego wymigania się od dziwnego zwyczaju kupowania/pieczenia ciasta na koniec praktyk i częstowania wszystkich dookoła. Ten plan się jednak nie powiedzie. Dzisiaj kilka razy usłyszałem pytanie „jutro będzie ciasto? Nie wiem czy mam brać śniadanie z domu.”, „jakbyś miał ciasto, to pamiętaj o nas, to że siedzimy obecnie w innym budynku nic nie znaczy!”. Chyba jednak będę musiał kupić to ciasto, bo przecież sam go nie upiekę. Takich zdolności nie posiadam.

godzina 17.00
            Karolina, Patryk i Maciek załatwili już wszystkie wpisy. Dzięki im za to ogromne. Udało się bez wycieczek na uczelnię!   


godzina 20.00
            Znowu pokłóciłem się z Wojtkiem, który robił mi na złość. Ja na złość jemu wprowadziłem hasło konieczne do zalogowania się na komputerze. Teraz nie ma jak napisać pracy magisterskiej, której dalej nie dokończył z uwagi na lenistwo.
– Proszę cię, żebyś odblokował to hasło – mówiła mama.
– Nie.
– Proszę cię!
– Nie. Jak ja proszę, to macie mnie gdzieś. Nie odblokuję.
– Ale on nie ma jak dokończyć tej pracy!
– A to akurat nie jest mój problem. Z resztą istnieją biblioteki, kafejki internetowe. Jak się ruszy z domu nic mu się nie stanie.
– Nie zapłacę rachunku za Internet! – groziła.
– Trudno – westchnąłem.

Podsumowanie dnia: Czy wszyscy są tacy chętni na słodycze za cudze pieniądze?