piątek, 27 września 2013

Dzień 234 – 27.09.2013



godzina 06.05 – piekarnia
            Raz w życiu to ja zrobię kolejkę z samego rana! A co, niech sobie emeryci też postoją!
– Dzień dobry – przywitałem się. – Potrzebuję jakiegoś ciasta, tak około dwudziestu pięciu kawałków, tylko żeby nie było zbyt ciężkie, bo nie chcę wydać na nie majątku – wyjaśniłem.
– W takim razie polecam to truskawkowe albo cytrynowe. Są stosunkowo lekkie.
Truskawkowe wygląda totalnie niezachęcająco. Jak babka posmarowana jakimś różowym przecierem. Cytrynowe wygląda dużo ładniej, ma intensywny żółty odcień i posmarowane jest czymś, co błyszczy jak lukier, chociaż lukrem zdecydowanie nie jest.
– Wezmę cytrynowe – odparłem po chwili słysząc chrząkanie ludzi stojących za mną. W końcu nie zawsze trzeba jeść serniki, makowce i jabłeczniki. Tylko jak ja to zawiozę do pracy?

godzina 07.15 – mieszkanie
            – Mam układ – powiadomiła mnie mama wchodząc do kuchni gdy przygotowywałem drugie śniadanie. – Ja zawiozę cię do pracy razem z tym ciastem, ty dasz mi hasło do komputera.
– Hm, no dobra. Mogę się na to zgodzić.
– Jesteś okropny.
– Nie poczuwam się do winy – mruknąłem.
– Ech – westchnęła.

godzina 16.00 – centrum
            Znowu siedziałem dłużej. Chciałem wziąć poniedziałek – jako ostatni dzień praktyki – wolny, ale niestety nie dostałem pozwolenia. Jest za dużo do roboty  i muszę być w biurze. Nici z jednodniowego odpoczynku przed zaczęciem nowego semestru. Przynajmniej dzisiaj było sympatycznie. Niektórzy nawet szczerze żałowali, że niedługo nie będzie mnie z nimi, aż zrobiło mi się naprawdę miło. Też za niektórymi będę odrobinę tęsknił. Nawet nie wiem kiedy przeleciały te dwa ostatnie miesiące.
            Ciasto okazało się bardzo dobre, chociaż kupowałem je po wyglądzie i jak najniższej cenie. Może, to dziwne, że dzisiaj przyniosłem pożegnalne ciasto, skoro to nie był jeszcze ostatni dzień, ale planowałem mieć już wolne, tyle że firma planowała inaczej.

godzina 18.00 – mieszkanie
            Ojej, tak bardzo nie cieszę się na powrót w uczelniane mury, że chyba nawet nie ma słowa w naszym języku, które oddałoby moje odczucia. Przywykłem do miłego traktowania i szacunku ze strony innych ludzi, a teraz czas powrócić do miejsca, gdzie będę traktowany jak śmieć albo jeszcze gorzej.

Podsumowanie dnia: Słodkości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz