czwartek, 28 lutego 2013

Dzień 23 – 28.02.2013



godzina 10.00 – mieszkanie
            Postanowiłem walczyć z przeziębieniem i nigdzie dzisiaj nie wychodzić. Może jak posiedzę w domu, gdzie nie będę narażony na wiatr, śnieg, deszcz i inne warunki atmosferyczne, w końcu zacznę czuć się lepiej.

godzina 12.00
            Ostatnio wpadłem na pomysł „przerobienia” pisanej przeze mnie książki, tak żebym był z niej bardziej zadowolony. Korzystając z faktu siedzenia w domu, zacząłem ten pomysł realizować. Myślę, że jest całkiem dobrze, ale to wszystko wciąż wymaga pewnych poprawek i przemyśleń. Dalej nie jestem pewien co do kilku aspektów.
            Pisanie blogowej notki jest całkiem innym doświadczeniem, niż pisanie jakiegoś dłuższego tekstu. Tutaj nie ma czasu na sprawdzanie każdej linijki, ponowne czytanie i poprawianie, usuwanie, zmienianie. W pewnym sensie jest to bardziej dynamiczne. Chyba właśnie na tym polega urok tej formy tworzenia. Można pokusić się o stwierdzenie, że codziennie aktualizowany blog jest dla autora tym, czym dla aktora teatralna scena. Wszystko dzieje się szybko, dość nieprzewidywalnie.

 Podsumowanie dnia: Poprawki i przemyślenia.

środa, 27 lutego 2013

Dzień 22 – 27.02.2013



godzina 12.30 – McDonald’s
            Razem z Maćkiem postanowiliśmy odpuścić sobie jeden wykład i pójść do McDonald’s na szybki posiłek. Taka wyprawa to całkiem spory kawałek drogi do przejścia, ale pogoda była dzisiaj całkiem ładna, a wykład całkiem nudny.
– Nie jadłem tutaj chyba z pół roku – powiedziałem.
– Ja jakoś od świąt. Zjedzmy tyle, żeby aż bolał brzuch!
Po długim namyśle i rozważeniu wielu opcji w końcu każdy z nas zamówił po dwa zestawy składające się z kanapki i małych frytek. Zapłaciliśmy i ruszyliśmy w poszukiwaniu stolika, co nie było wcale takie proste. Jak zawsze połowę miejsc zajmowały osoby pijące jedną kawę przez kilka godzin, ewentualnie jedzące ciastko. Udało się usiąść przy niewielkim i dość niskim stoliku.
– Wyglądamy jak ci ludzie, którzy codziennie jedzą w maku powiększone zestawy, ale biorą colę light bo twierdzą, że są na diecie – podsumował Maciek spoglądając na naszą tacę.
– Bez przesady, z resztą sam chciałeś, żeby aż rozbolał cię brzuch – przypomniałem mu.
– Racja! – zgodził się pakując do ust kilka frytek na raz.

godzina 16.00 – mieszkanie
            Dotarłem do domu. Ciągle męczy mnie kaszel i katar, chociaż w gruncie rzeczy nie czuję się źle. Zdecydowanie zdarzały się gorsze przeziębienia. Objadłem się tymi hamburgerami, których rzeczywiście nie jadłem bardzo dawno i miałem już ogromną ochotę na przypomnienie sobie ich smaku. Wiem, że to niezdrowe. Zwykle nie jadam w takich miejscach, ale raz na jakiś czas można sobie pozwolić. Maciek miał rację i po zjedzeniu dwóch kanapek i dwóch porcji frytek lekko rozbolał brzuch. Zdecydowanie zaspokoiłem swoją potrzebę zjedzenia czegoś niezdrowego. Czułem, że nie przełknąłbym nawet jednego hamburgera więcej.
            – Mam niespodziankę! – krzyknęła mama gdy tylko zobaczyła, że przekroczyłem próg domu.
– Jaką? – zapytałem.
– Na obiad zrobimy hamburgery! Tak dawno nie jedliśmy niczego w tym stylu! Zobaczyłem w sklepie specjalne bułki i mięso. Nie mogłam się powstrzymać.
– Wspaniale…

godzina 17.00
Zostałem zmuszony do zjedzenia kolejnych dwóch hamburgerów, co wcale nie było takie proste. Nie mogłem odmówić, bo znów mama zacząłby wmawiać mi anoreksję i sugerować, że powinienem udać się z tym problemem do specjalisty. Zrozumienie, że jem mało, ponieważ tyle mi wystarcza, przekracza jej zdolności przyswajania informacji.
Po wysłuchaniu marudzenia Piotrka zmusiłem się także do odwiedzenia apteki i kupienia leków pierwszej pomocy, takich jak lek przeciwko objawom grypy i tabletki do ssania. Mam nadzieję, iż pomogą wrócić do formy.

Podsumowanie dnia: Dosyć hamburgerów na długi czas!

wtorek, 26 lutego 2013

Dzień 21 – 26.02.2013



godzina 14.00 – uczelnia
            Jako język obcy wybrałem niemiecki, którego nie uczyłem się od okrągłych pięciu lat. Zapisałem się więc do grupy o niskim poziomie, żeby spokojnie poprzypominać sobie materiał. Nie sądziłem jednak, że będziemy uczyć się od totalnych podstaw i całe zajęcia spędzimy na chóralnym powtarzaniu alfabetu lub podstawowych zwrotów. Czuje się jak w szkole podstawowej…        

godzina 19.00 – mieszkanie
            Cały dzień minął niezwykle szybko. Właściwie nie działo się nic nadzwyczajnego. Obiecałem sobie nie drzemać po powrocie do domu, więc teraz jestem zamulony i senny, ale przecież nie można przesypiać każdego wieczoru. Co dziwne nawet komunikacja miejska nie dostarczała dzisiaj dodatkowych atrakcji i wszystko jeździło w miarę punktualnie, bezawaryjnie i bezkolizyjnie. Na uczelni panował względny spokój, chociaż wszyscy mieli problemy ze skupieniem. Ktoś mówił, że to przez tą porę roku. Podobno okres między zimą, a wiosną działa tak na ludzi.

Podsumowanie dnia: Bardzo sennie.


poniedziałek, 25 lutego 2013

Dzień 20 – 25.02.2013



godzina 10.30 – uczelnia
            Czuje się jak na lekcji suahili. Cała nasza grupa siedzi w jednej z najmniejszych sal na wydziale, w której nie ma nawet jednego okna, co nie wpływa pozytywnie na samopoczucie, a prowadzący rozpisuje kolejne niezrozumiałe wzory na tablicy.
– Rozumiesz coś? – spytałem Karoliny.
– Nie.
– Rozumiesz coś? – spytałem Maćka siedzącego po mojej drugiej stronie.
– Nie wiem, przysnąłem – odpowiedział ziewając. – Dobrze, że mnie obudziłeś. Dzięki.
Zawiedziony ponownie spojrzałem na tablicę.
– Co oczywiste, wystarczy tutaj policzyć prostą pochodną – skomentował prowadzący.
Tragedia. To wcale nie jest oczywiste,  a ta pochodna wcale nie była prosta. Miałem wrażenie, że jedynie dwie osoby przebywające na zajęciach mogły cokolwiek zrozumieć. Obie z tych osób są aż za mądre, przez co potrafią wpędzać w kompleksy pozostałych ludzi. Pozostaje mieć nadzieję, że jakoś sekrety tego przedmiotu wyjaśnią się na kolejnych ćwiczeniach.
Wysłałem esemesa Dominikowi. Od początku semestru ani razu nie pojawił się na uczelni. Jestem ciekaw czy zrezygnował ze studiów, czy po prostu postanowił wagarować na początku semestru i przesiadywać całymi dniami w pracy. Właściwie obojętne mi czy będzie dalej studiować, czy  też nie. Jedynie chciałbym wiedzieć co postanowił.  

godzina 16.00 – mieszkanie
            Miałem nie drzemać po powrocie do domu, więc wziąłem książkę do poczytania. Oczywiście zasnąłem już po kilku stronach, a obudziłem się dopiero gdy mama wróciła z pracy do domu i kazała wstawać na obiad…

godzina 17.15
            Rozmawiałem na skype z Piotrkiem, który nie był dziś w najlepszym humorze. Po godzinie stwierdził, że idzie sobie poczytać. Właściwie nie był niemiły ani nic takiego, ale jednak coś było nie tak. Inaczej niż zwykle. Hm, może był po prostu zmęczony?

godzina 19.00
            Dalej męczy mnie katar i lekki kaszel, a wczoraj wydawało się, że wszystko jest dobrze. Muszę chyba ponownie zaaplikować sobie dawkę miodu i witaminy C.

Podsumowanie dnia: Czarna magia.

niedziela, 24 lutego 2013

Dzień 19 – 24.02.2013



godzina 02.30 – mieszkanie
            Mama i Wojtek mieli wrócić wcześnie, więc oczywiście wrócili w środku nocy. Właściwie wcale by mi to nie przeszkadzało, gdyby nie fakt, iż Wojtek musiał zapalić światło w przedpokoju, a potem włączyć kuchenne radio. Niestety mój pokój graniczy z kuchnią, więc zostałem obudzony. Mama próbowała interweniować, jednak on zaczął puszczać je jeszcze głośniej, a światło w przedpokoju zapalać co chwilę (pod pretekstem szukania czegoś w kieszeniach kurtki). Nigdy nie przepuści okazji zrobienia mi na złość… 
godzina 10.00
            Wojtek zdążył już wstać, zjeść śniadanie i położyć się dalej. Skoro ten dupek może budzić mnie w nocy, to ja mogę teraz. Długo zastanawiałem się w jaki sposób mu przeszkadzać. W końcu otworzyłem drzwi do swojego pokoju, a na youtube puściłem Skrillex’a. Te dźwięki przypominające mikser, piłę mechaniczną i szlifierkę. On nienawidzi czegoś takiego. Nie wytrzyma.

godzina 10.30   
            O już nie śpi!  

godzina 16.15
            Zaczęło się rodzinne spotkanie. Nie przyjechało wiele osób, była jedynie babcia, ciocia oraz wujek, który pokłócił się już chyba z każdym w rodzinie. Niezależnie od wieku, wykształcenia, zawodu, czy też orientacji. Ku memu zaskoczeniu było całkiem sympatycznie. Żadnych kłótni, awantur, wypominania czegokolwiek ani historii z cyklu: „Przecież wiesz o kim mówię, byliśmy u niej jak miałeś trzy lata.”

Podsumowanie dnia: Paskuda ze mnie, ale co tam Bangarang!