sobota, 9 lutego 2013

Dzień 4 - 09.02.2013



godzina 13.00 – galeria handlowa
            Co zrobić gdy ktoś na kim nam zależy zepsuje nasz humor? Oczywiście pojechać na zakupy. Zwłaszcza jeśli nie my za nie płacimy i zwłaszcza gdy kończy się okres promocji. Moja mama wpadła ostatnio w zakupowy szał, póki co wydaje się to fajne ale mam nadzieję, że do naszych drzwi nie zapuka komornik. Cóż, chyba nie będzie tak źle. W każdym razie dla zakupoholików końcówka kolekcji zimowej jest lepsza niż święta Bożego Narodzenia poprzedzające wyprzedażowy czas. Od jakiegoś czasu staram się kupować tylko w tym okresie. Chyba każdy zna to uczucie gdy kupi sobie wymarzony ciuch, a niecałe pół roku później zobaczy go na siedemdziesięciu procentowej przecenie. Nie ma nic bardziej irytującego i wkurzającego. Te liczenie ile się straciło. Dużo lepiej wypatrzyć coś i kupić dopiero gdy będzie sprzedawane za bezcen. Zakupy są trudniejsze niż się wydaje. Wymagają planowania, samokontroli i wyszukiwania najlepszych okazji. Kupić dziś, czy poczekać jeszcze tydzień? A jeśli w ciągu tych kilku dni kupi to ktoś inny? Ma to w sobie nutkę hazardu. Zgadzam się z tymi, którzy mówią, że kto uważa, iż pieniądze szczęścia nie dają, nie wie gdzie robić zakupy. Dodałbym też, że nie wie kiedy.   

godzina 18.00 – mieszkanie
            Mój humor jest dużo lepszy. Prócz udanych zakupów całkiem pozytywnie wpłynęła na mnie rozmowa na Skype ze znajomą, która na kilka miesięcy wyjechała na drugi koniec świata. Poznałem jej egzotycznego chłopaka. Wprawdzie on nie zna polskiego ani angielskiego, a ja nie mówię w jego języku, jednak Ola całkiem dobrze radziła sobie w roli tłumacza.
– Zaraz wracamy, wsadzimy tylko pizze do mikrofalówki – poinformowała.
– Okej, czekam.
Nie minęło kilka minut, gdy powrotem zobaczyłem znajome twarze. Rozmawialiśmy z wykorzystaniem kamerek. Chwilę później ich mieszkanie wypełnił dźwięk brzmiący jak nieustannie powtarzający się budzik.
– Chyba wasza pizza jest gotowa – odpowiedziałem przekonany, że to mikrofalówka. Zanim usłyszałem odpowiedź moi rozmówcy dosłownie odbiegli od komputera. Widziałem jedynie kawałek białej ściany, a w tle rozbrzmiewały odgłosy dziwnej, niecodziennej krzątaniny.
– To nie była mikrofalówka – powiedziała Ola wracając przed komputer. – To był alarm przeciwpożarowy…
– Co? – zaśmiałem się.
– Ustawiliśmy mikrofalówkę na pięć minut, a pizza nie była z zamrażarki – wyjaśniła. – Cały dom jest zadymiony, ale sytuacja jest już opanowana! Myślę, że opanowana.
– Przynajmniej dopóki nie ma straży pożarnej.
– Nawet nie strasz! Chyba nie przyjadą – rozmyślała. – Nie przyjadą, prawda?
– Nie wiem, tak sobie zażartowałem.
– Ale myślisz, że przyjadą?
– Może za krótko działał alarm i nie ruszą wam na ratunek.
– Mam nadzieję…

Podsumowanie dnia: Zakupy, zakupy, zakupy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz