godzina 7.00 - mieszkanie
Wyglądając
przez okno od razu przeczuwałem, iż nadchodzący dzień nie będzie należał do
przyjemnych. Już sam fakt całkiem szarego nieba bez odrobiny słońca wprawia
mnie w pewien rodzaj zmęczenia i irytacji. Wiedziałem jak wiele mam zaplanowane
na najbliższe godziny i wcale nie napawało mnie to optymizmem.
godzina 8.00 - przychodnia
Pierwszym
zadaniem było zdobycie zaświadczenia lekarskiego, które potwierdzałoby iż mogę
podjąć studia drugiego stopnia. Dzisiejszego dnia musiałem złożyć komplet
dokumentów potwierdzających przyjęcie na studia magisterskie. Co ciekawe, podczas
rekrutacji na pierwszy stopień nikt nie wymagał ode mnie takich druczków. Cóż,
najwyraźniej po trzech i pół latach ktoś stwierdził, że może nie nadaję się do
zdobywania wiedzy na kierunku, z którego zdążyłem otrzymać już tytuł inżyniera.
O owym oświadczeniu dowiedziałem się poprzedniego wieczoru.
Ku
memu zdziwieniu udało się zapisać do lekarza na godzinę dziewiątą, chociaż
wcale nie byłem wcześniej umówiony.
Niestety nie mogło obejść się bez dodatkowych przygód.
– Wie pan, iż nie posiada pan ubezpieczenia? –
spytała pielęgniarka w rejestracji.
– Co takiego?
– Nie ma pan
ubezpieczenia, nie może pan zostać przyjęty.
– To jakaś pomyłka! Jestem studentem i posiadam
ubezpieczenie w pracy mojej mamy.
Zapadła krótka cisza.
– No dobrze, wpuszczę pana, ale proszę wypełnić
podanie – odparła kobieta podając mi druczek. -
Potem należy wyjaśnić sytuację w pracy rodzica – dodała.
Wypełniłem
krótki świstek wymagający podania podstawowych danych takich jak imię i
nazwisko, adres, pesel, numer dowodu osobistego. Chwilę potem siedziałem w
gabinecie. Przyjmowała mnie znana mi lekarka, która nigdy nie okazywała
przejawów sympatii lub dobrego nastroju. Dzisiaj wydawała się najmilszą osobą
świata.
– Potrzebuje pan zaświadczenia o braku
przeciwwskazań do podjęcia studiów? – zapytała niskim głosem.
– Dokładnie – odpowiedziałem z uśmiechem.
– Niestety
nie jestem lekarzem pracy, ale mogę wystawić bardzo ogólne zaświadczenie. Bez
wymieniania szkodliwych czynników. Przy odrobinie szczęścia powinni to łyknąć.
Jeśli nie, musi pan iść do lekarza medycyny pracy.
Potwierdziłem, iż rozumiem, a następnie wybiegłem z
przychodni prosto na przystanek autobusowy. W drodze zadzwoniłem do mojej mamy
informując ją o problemie z ubezpieczeniem. Niestety dzień dopiero się zaczynał.
godzina
9.45 - pociąg
Ciężko
dysząc wbiegłem do pociągu. Drzwi zamknęły się za mną i w tym momencie pojazd
ruszył. By dostać się na uczelnie musiałem z mojego osiedla dotrzeć autobusem
do centrum miasta, następnie pociągiem do miasta, w którym mieściła się szkoła.
Całość zajmowała w najlepszym wypadku około półtorej godziny.
Spotkałem
znajomych. Jednym z nich był Dominik, to właśnie mój przyjaciel, a przynajmniej
osoba, która kiedyś nim była. Dosłownie cztery
dni temu postanowiłem wygarnąć mu co myślę na temat naszej „przyjaźni”.
W gruncie rzeczy chyba wolałbym zakończyć całkowicie tą znajomość, jednak dalej
będziemy razem studiować. Przez kolejne półtorej roku. Z drugiej strony, przez
tyle czasu byliśmy praktycznie nierozłączni, że w głębi duszy mam jeszcze cień
nadziei na uratowanie tej przyjaźni.
godzina 10.45 - uczelnia
Wraz
z Dominikiem dotarliśmy na wydział trzymając teczki z stosikiem dokumentów.
Nasza przyjaciółka Karolina, także poznana w czasie studiów, poinformowała nas,
żebyśmy przygotowali się na coś strasznego.
– O kurwa – powiedział Dominik gdy dotarliśmy pod
drzwi komisji rekrutacyjnej.
– No – potwierdziłem.
Naszym oczom ukazał się ogromny tłum ludzi. Nie było
tu kolejki, panował totalny chaos i bałagan. Komisja przyjmowała po jednej
osobie z każdego możliwego kierunku prowadzonego na wydziale. Jedyną metodą
dostania się do środka pomieszczenia było najzwyklejsze wpychanie i
przepychanie się. Może jestem dziwny, ale poczułem lekki zawód, iż ludzie po
studiach, bo w końcu skończyliśmy już pierwszy stopień, wykazują tak prostackie
zachowanie.
godzina 12.00 - uczelnia
Razem
z Dominikiem uznaliśmy, iż zamiast toczyć walkę z tłumem załatwimy kartę
obiegową, którą należy oddać do dziekanatu po zakończeniu pierwszego lub też
drugiego stopnia studiów. Po kłótni w bibliotece z przemiłą panią, która nawet
nie dawała dojść do słowa, a następnie wyrzuciła nas za drzwi i kilku innych
przygodach zdobyliśmy trzy na pięć niezbędnych na obiegówce podpisów.
Przypominało mi to kolekcjonowanie odznak Pokemon, jednak chyba wolałbym
pojedynek z najstraszniejszym potworem niż konfrontacje z bibliotece.
Wróciliśmy
pod drzwi komisji rekrutacyjnej stwierdzając, iż tłum jest równie dziki i
nieokrzesany co wcześniej, jednak znacznie mniejszy. Kilkanaście minut później
złożyłem teczkę z dokumentami. Oczywiście okazało się, że zaświadczenie lekarskie nie było potrzebne. Ponadto problem z ubezpieczeniem dotyczy większej liczby osób. Karolina twierdziła, iż będziemy musieli odwiedzić siedzibę Narodowego Funduszu Zdrowia. Wprost nie mogę się doczekać tej wycieczki.
godzina17.00 - mieszkanie
Tego
dnia zaplanowaną miałem każdą minutę. Gdy udało się wrócić do domu, szybko
zjadłem obiad i chwilę poczytałem. O siedemnastej musiałem wyjść na przystanek
po znajomego, którego to w zeszły piątek spotkałem na imprezie w pobliskim
klubie. Od ponad roku systematycznie natrafialiśmy na siebie w pociągu, na
uczelni lub też gdzieś na mieście. Okazało się, iż chodziliśmy zarówno do
jednej podstawówki, gimnazjum, liceum jak i studiujemy ten sam kierunek, z tą
różnicą iż Kajetan jest młodszy o trzy lata. Świat rzeczywiście jest mały. Zarówno
dobre, jak i złe uczynki powracają do nas. Zawsze w to wierzyłem. Postanowiłem
zrobić coś dobrego i zaproponowałem pomoc w nauce termodynamiki, z którą
Kajetan miał spory problem. Na naszych studiach termodynamika jest jednym z
najważniejszych, jeśli nie najważniejszym przedmiotem. Jej zrozumienie to
podstawa do poradzenia sobie na dalszych latach. Stwierdziłem, iż jestem w
stanie ją wytłumaczyć.
Mój
nowy znajomy poinformował mnie, że ma spore braki. Nie sądziłem jednak, że są
aż tak ogromne. Dałem z siebie wszystko, by wyjaśnić sekrety termodynamiki
najlepiej jak potrafię. Kajetan już jutro będzie musiał napisać test, który
będzie dla niego „być albo nie być” na uczelni. Gdy obleje czeka go dziekanka,
tak więc mam szczerą nadzieję, że jestem dobrym nauczycielem i mimo jego
olbrzymich braków udało mi się wyjaśnić wszystko na tyle, by kolokwium zostało
ocenione na magiczną trójkę. Teraz pozostaje trzymać za niego kciuki
jutrzejszego popołudnia.
Podsumowanie dnia: Urwanie głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz