czwartek, 7 lutego 2013

Dzień 2 - 07.02.2013



godzina 7.00 - mieszkanie
            Wyglądając przez okno od razu przeczuwałem, iż nadchodzący dzień nie będzie należał do przyjemnych. Już sam fakt całkiem szarego nieba bez odrobiny słońca wprawia mnie w pewien rodzaj zmęczenia i irytacji. Wiedziałem jak wiele mam zaplanowane na najbliższe godziny i wcale nie napawało mnie to optymizmem.

godzina 8.00 - przychodnia
            Pierwszym zadaniem było zdobycie zaświadczenia lekarskiego, które potwierdzałoby iż mogę podjąć studia drugiego stopnia. Dzisiejszego dnia musiałem złożyć komplet dokumentów potwierdzających przyjęcie na studia magisterskie. Co ciekawe, podczas rekrutacji na pierwszy stopień nikt nie wymagał ode mnie takich druczków. Cóż, najwyraźniej po trzech i pół latach ktoś stwierdził, że może nie nadaję się do zdobywania wiedzy na kierunku, z którego zdążyłem otrzymać już tytuł inżyniera. O owym oświadczeniu dowiedziałem się poprzedniego wieczoru.
            Ku memu zdziwieniu udało się zapisać do lekarza na godzinę dziewiątą, chociaż wcale nie byłem wcześniej umówiony.  Niestety nie mogło obejść się bez dodatkowych przygód.
– Wie pan, iż nie posiada pan ubezpieczenia? – spytała pielęgniarka w rejestracji.
 Co takiego?
 Nie ma pan ubezpieczenia, nie może pan zostać przyjęty.
– To jakaś pomyłka! Jestem studentem i posiadam ubezpieczenie w pracy mojej mamy.
Zapadła krótka cisza.
– No dobrze, wpuszczę pana, ale proszę wypełnić podanie – odparła kobieta podając mi druczek. -  Potem należy wyjaśnić sytuację w pracy rodzica – dodała.
            Wypełniłem krótki świstek wymagający podania podstawowych danych takich jak imię i nazwisko, adres, pesel, numer dowodu osobistego. Chwilę potem siedziałem w gabinecie. Przyjmowała mnie znana mi lekarka, która nigdy nie okazywała przejawów sympatii lub dobrego nastroju. Dzisiaj wydawała się najmilszą osobą świata.
– Potrzebuje pan zaświadczenia o braku przeciwwskazań do podjęcia studiów? – zapytała niskim głosem.
– Dokładnie – odpowiedziałem z uśmiechem.
  Niestety nie jestem lekarzem pracy, ale mogę wystawić bardzo ogólne zaświadczenie. Bez wymieniania szkodliwych czynników. Przy odrobinie szczęścia powinni to łyknąć. Jeśli nie, musi pan iść do lekarza medycyny pracy.
Potwierdziłem, iż rozumiem, a następnie wybiegłem z przychodni prosto na przystanek autobusowy. W drodze zadzwoniłem do mojej mamy informując ją o problemie z ubezpieczeniem. Niestety dzień dopiero się zaczynał.

   godzina 9.45 - pociąg
            Ciężko dysząc wbiegłem do pociągu. Drzwi zamknęły się za mną i w tym momencie pojazd ruszył. By dostać się na uczelnie musiałem z mojego osiedla dotrzeć autobusem do centrum miasta, następnie pociągiem do miasta, w którym mieściła się szkoła. Całość zajmowała w najlepszym wypadku około półtorej godziny.
            Spotkałem znajomych. Jednym z nich był Dominik, to właśnie mój przyjaciel, a przynajmniej osoba, która kiedyś nim była. Dosłownie cztery  dni temu postanowiłem wygarnąć mu co myślę na temat naszej „przyjaźni”. W gruncie rzeczy chyba wolałbym zakończyć całkowicie tą znajomość, jednak dalej będziemy razem studiować. Przez kolejne półtorej roku. Z drugiej strony, przez tyle czasu byliśmy praktycznie nierozłączni, że w głębi duszy mam jeszcze cień nadziei na uratowanie tej przyjaźni.

godzina 10.45 - uczelnia
            Wraz z Dominikiem dotarliśmy na wydział trzymając teczki z stosikiem dokumentów. Nasza przyjaciółka Karolina, także poznana w czasie studiów, poinformowała nas, żebyśmy przygotowali się na coś strasznego.
– O kurwa – powiedział Dominik gdy dotarliśmy pod drzwi komisji rekrutacyjnej.
– No – potwierdziłem.
Naszym oczom ukazał się ogromny tłum ludzi. Nie było tu kolejki, panował totalny chaos i bałagan. Komisja przyjmowała po jednej osobie z każdego możliwego kierunku prowadzonego na wydziale. Jedyną metodą dostania się do środka pomieszczenia było najzwyklejsze wpychanie i przepychanie się. Może jestem dziwny, ale poczułem lekki zawód, iż ludzie po studiach, bo w końcu skończyliśmy już pierwszy stopień, wykazują tak prostackie zachowanie.

godzina 12.00 - uczelnia
            Razem z Dominikiem uznaliśmy, iż zamiast toczyć walkę z tłumem załatwimy kartę obiegową, którą należy oddać do dziekanatu po zakończeniu pierwszego lub też drugiego stopnia studiów. Po kłótni w bibliotece z przemiłą panią, która nawet nie dawała dojść do słowa, a następnie wyrzuciła nas za drzwi i kilku innych przygodach zdobyliśmy trzy na pięć niezbędnych na obiegówce podpisów. Przypominało mi to kolekcjonowanie odznak Pokemon, jednak chyba wolałbym pojedynek z najstraszniejszym potworem niż konfrontacje z bibliotece.
            Wróciliśmy pod drzwi komisji rekrutacyjnej stwierdzając, iż tłum jest równie dziki i nieokrzesany co wcześniej, jednak znacznie mniejszy. Kilkanaście minut później złożyłem teczkę z dokumentami. Oczywiście okazało się, że zaświadczenie lekarskie nie było potrzebne. Ponadto problem z ubezpieczeniem dotyczy większej liczby osób. Karolina twierdziła, iż będziemy musieli odwiedzić siedzibę Narodowego Funduszu Zdrowia. Wprost nie mogę się doczekać tej wycieczki.

godzina17.00 - mieszkanie
            Tego dnia zaplanowaną miałem każdą minutę. Gdy udało się wrócić do domu, szybko zjadłem obiad i chwilę poczytałem. O siedemnastej musiałem wyjść na przystanek po znajomego, którego to w zeszły piątek spotkałem na imprezie w pobliskim klubie. Od ponad roku systematycznie natrafialiśmy na siebie w pociągu, na uczelni lub też gdzieś na mieście. Okazało się, iż chodziliśmy zarówno do jednej podstawówki, gimnazjum, liceum jak i studiujemy ten sam kierunek, z tą różnicą iż Kajetan jest młodszy o trzy lata. Świat rzeczywiście jest mały. Zarówno dobre, jak i złe uczynki powracają do nas. Zawsze w to wierzyłem. Postanowiłem zrobić coś dobrego i zaproponowałem pomoc w nauce termodynamiki, z którą Kajetan miał spory problem. Na naszych studiach termodynamika jest jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym przedmiotem. Jej zrozumienie to podstawa do poradzenia sobie na dalszych latach. Stwierdziłem, iż jestem w stanie ją wytłumaczyć.
            Mój nowy znajomy poinformował mnie, że ma spore braki. Nie sądziłem jednak, że są aż tak ogromne. Dałem z siebie wszystko, by wyjaśnić sekrety termodynamiki najlepiej jak potrafię. Kajetan już jutro będzie musiał napisać test, który będzie dla niego „być albo nie być” na uczelni. Gdy obleje czeka go dziekanka, tak więc mam szczerą nadzieję, że jestem dobrym nauczycielem i mimo jego olbrzymich braków udało mi się wyjaśnić wszystko na tyle, by kolokwium zostało ocenione na magiczną trójkę. Teraz pozostaje trzymać za niego kciuki jutrzejszego popołudnia.

Podsumowanie dnia: Urwanie głowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz