wtorek, 30 kwietnia 2013

Dzień 84 – 30.04.2013



godzina 11.00 – u babci
            Nie muszę iść na okropny cmentarz! Niech chwała będzie mojemu kuzynowi za to, że zrobił to zamiast mnie. Właściwie to nic mu się nie stanie, jak czasem też w czymś pomoże. Kompletnie nie wiem dlaczego tylko ja pomagam, przecież babcia ma więcej wnuków. Zdecydowanie dużo milsze jest posiedzenie na kawie, zwłaszcza w tak szary dzień.

godzina 13.00 – biblioteka
            „Scarlett” przeczytana. Na końcu rzeczywiście była scena z ucieczką przed tłumem zaopatrzonym w widły i pochodnie, a napisałem to jedynie jaki głupi żart. Mimo wszystko powieść uznaje za niezłą. Szału nie było, tragedii też nie. Od razu pożyczyłem ostatnią część tej specyficznej trylogii, czyli książkę „Rhett Butler”.

godzina 16.00 – mieszkanie
            Zacząłem czytać nową książkową zdobycz. Właściwie już jestem głęboko rozczarowany i chyba nie będę dalej brnąć w tą opowieść. Zwykle gdy coś zaczynam, próbuję doprowadzić to do końca. Nie ważne czy chodzi o czytanie książki, oglądanie filmu, czy robienie uczelnianego projektu. Nigdy nie zostawiam nic bez dokończenia. Jednak chyba tym razem zrobię wyjątek. Ta powieść w ogóle nie powinna być nazywana kontynuacją „Przeminęło z wiatrem”. Jedyne co jest wspólnego z oryginałem to nazwiska bohaterów, bo nawet fakty są poprzekręcane. Bohaterowie nagle zdają się mieć całkiem inne charaktery. Wygląda to tak, jakby autor znał jedynie streszczenie opowieści, za której kontynuację się zabrał. Język i styl także w niczym nie przypomina tego, jaki zastosowano w pierwowzorze. „Rhett Butler” ani odrobinę nie uznaje dwóch poprzednich tomów z tego cyklu. Bardziej zasługuje na nazwę alternatywnej wersji wydarzeń, niż kontynuacji „Przeminęło z wiatrem”. Podejrzewam, iż jedynym powodem jaki przyświecał pisaniu tego dzieła było zapełnienie portfela. Coś strasznego.

godzina 18.00
            Przynajmniej pisanie „Chłopaka z pociągu” idzie mi dziś całkiem nieźle. Może nie stworzyłem wiele, ale ten krótki fragment uważam za udany. Odrobinę zabawy, nieco refleksyjny z nową, pełnokrwistą postacią. Jeszcze tylko kilka stron i myślę, że pierwszą część będzie można zakończyć. Cała książka ma być podzielona na części, a te na rozdziały, które nieraz dzieli długi odstęp czasowy. Długo myślałem nad formą, w jakiej będzie pisana opowieść. Chyba ostatni pomysł jest wystarczająco dobry, chociaż odrobinę chaotyczny.

Podsumowanie dnia: Literacki dzień.   

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Dzień 83 – 29.04.2013



godzina 11.30 – autobus
            Tak rozglądam się dookoła i zastanawiam czemu wszyscy ludzie noszą takie smutne kolory? Założyłem dziś pomarańczową koszulę i granatowe spodnie, a teraz czuje się jak idiota, bo wszyscy inni mają na sobie czarne, szare i brązowe ciuchy. Czy tylko ja lubię wesołe kolory, zwłaszcza jeśli mamy całkiem ładny dzień? Nie mówię o spodniach we wszystkich kolorach tęczy ani o przesadnie jaskrawych barwach, ale po prostu o czymś odrobinę weselszym niż szarości.

godzina 11.55 – w pracy u Anity
            Gdy w piątek spotkałem na ulicy Anitę obiecałem, że odwiedzę ją w pracy. Zobowiązałem się przyjechać przed południem i w gruncie rzeczy jestem dokładnie na czas. Chociaż równie dobrze można powiedzieć, że jestem na ostatnią chwilę. W każdym razie nie spóźniłem się.
            Wszedłem na czwarte piętro całkiem ładnego budynku, a następnie skręciłem w stronę gabinetu Anity. Jak ją poznałem? Była moją opiekunką na praktykach studenckich. Jest jednym z najsympatyczniejszych ludzi, jakich poznałem. Anita stale gości u siebie byłych praktykantów i stażystów. Ta kobieta jest jak magnes, który przyciąga swoją pozytywną energią. Na szczęście kierownik nie ma nic przeciwko tym odwiedzinom. Świetnie się z nią dogaduję, mimo że Anita ma prawie czterdziestkę.
– Adrian! Całkiem zapomniałam, że przyjdziesz – powitała mnie ze swoim promiennym uśmiechem.
– Nic nie szkodzi, ale cię miło widzieć!
– Przepraszam, że tak nie zauważyłam cię na ulicy.
– Okej, jak zawsze zagadana i roześmiana nie widziałaś świata i ludzi – zażartowałem.
– Przestań, wcale tak nie jest!
– Wcale!
– Och, muszę zacząć zachowywać się stosownie do wieku! – westchnęła.
– Przestań!
– Muszę być poważniejsza, spokojniejsza i bardziej opanowana.
– Przestań. Wszyscy cię lubimy za to, że właśnie taka nie jesteś.
– No dobra, to nie będę taka – zaśmiała się. – Chcesz herbatę?
– Chętnie.
– Od poniedziałku będę mieć aż dwóch praktykantów i to osiemnastoletnich – jestem przerażona.
– Czemu? Przecież lubisz praktykantów.
– Tak, ale oni będą tacy młodzi. Wy byliście starsi. Do tego będzie ich dwóch, nie wiem czy mi nie wejdą na głowę!
– Jak już, to ty im wejdziesz na głowę. Ustawisz ich sobie jak nas wszystkich.

godzina 13.40 – centrum
            Wyszedłem już od Anity. Pogadaliśmy o wszystkim i o niczym. Dowiedziałem się, że ostatni stażysta został przyjęty na stałe, bo akurat zrobiło się wolne miejsce. Potem Anita opowiedziała o kłopotach z zajściem w ciążę. Już od dawna się z tym męczy. Mam nadzieję, że w końcu uda się jej i będzie mieć dziecko.
            Postanowiłem skorzystać z okazji, że jestem w centrum i wejść do najbliższej księgarni. Poszedłem na dział z literaturą polską i szukałem wydawnictw, których jeszcze nie znam. Zawsze to kolejne miejsca, gdzie mogę przesłać swoją książkę.

 godzina 16.00 – mieszkanie
            Zapisałem sobie w komórce nazwy szesnastu wydawnictw. Zacząłem sprawdzać ich strony. Oczywiście większość wydaje coś całkiem innego niż ja napisałem. Część nie ma na stronach informacji, czy w ogóle przyjmuje propozycje wydawnicze. Napisałem do nich maile z zapytaniem na ten temat. Ostatecznie tylko do jednego wydawnictwa przesłałem moją książkę. Twierdzą, że odpowiadają każdemu, więc zobaczymy. Najgorsze w szukaniu wydawcy jest to, że większość kompletnie nie odpisuje. Wysyłasz swoją powieść i jeśli nie są zainteresowani, to odpowiedź po prostu nie nadchodzi. Tylko niektórzy wysilają się, żeby napisać „Nie, dziękujemy.”, inni wysilają się nieco bardziej i wysyłają okropnie niemiłe wiadomości.  Mimo wszystko, jeszcze się nie poddałem. Kiedyś spełnię to marzenie. Nie tak łatwo mnie zniechęcić.

Podsumowanie dnia: Kolejna próba.

niedziela, 28 kwietnia 2013

Dzień 82 – 28.04.2013



godzina 00.10 – w Spodku
            Niektóre walki były naprawdę fajne, inne odrobinę się dłużyły. Sam nie wiem czy to przez to, że każdy pojedynek trwał trzy rundy, a każda z nich po pięć minut, czy może przez okropne telewizyjne przerwy na reklamy po każdej zakończonej potyczce?
           
godzina 00.20
            W końcu nadeszła walka wieczoru, która niestety okazała się porażką. Każdy dobrze wiedział, że taktyka Dawida Ozdoby będzie polegać na unikaniu Hardkorowego Koksa, ale nikt nie przypuszczał, że Dawid będzie tak długo dawał radę uciekać. Nie do końca rozumiem, czemu został tak okropnie wygwizdany. Jak dla mnie nie zrobił sobie aż takiego wstydu, przyjął kilka ciosów Koksa. Przecież całe założenie tej walki było idiotyczne. W pewnym sensie to jak całkowite zaprzeczenie prawdziwego sportu. No cóż, publika nie jest łaskawa dla tancerzy erotycznych. Chociaż Koksu też się nie popisał, walka wyglądała jak scena z jakiegoś durnowatego filmu, gdzie zawodnicy zamiast się bić chodzą w kółko i patrzą na siebie. Podobno „nie ma lipy”, a ja tutaj widzę, że jednak trochę jest lipa.

godzina 01.10 – McDonald’s
            Okropny głód zaraz nas zabije. Ja i Marek postanowiliśmy pójść do McD, reszta naszej kompani poszła na kebaba, ponieważ tutaj przeraziła ich kolejka. Prawdę mówiąc też dziwi mnie ten tłum ludzi. Stoimy już koło piętnastu minut. Przecież ci wszyscy ludzie nie byli w Spodku na walkach? Ogólnie miasto jest pełne ludzi, a przecież mamy praktycznie środek nocy.


godzina 01.40 – przystanek autobusowy
            – Ostatnio jak byliśmy na walkach bardziej mi się podobało – ogłosił Marek.
– Właściwie mi tez – przyznałem.
– Może dlatego, że wtedy byliśmy pierwszy raz. To było coś nowego, a teraz już wiedzieliśmy jak będzie to wyglądać – stwierdził Darek.
– Coś w tym jest – odparłem.
– Wtedy walka wieczoru była śmieszniejsza. Najman i Hardkorowy Koksu – dodał Witek.
– Tak, ten antydoping Najmana – zaśmiałem się.

godzina 15.00 – mieszkanie
            Jestem zmęczony. Nie wiem czemu, ale jakoś szybko się obudziłem, potem mama pojechała po babcie, a nie wypada spać, gdy w domu są goście. Rodzinne obiady należą do nużących nawet jeśli wypełnia nas energia, a co dopiero w dzień taki jak ten. Na szczęście nie ma cioci, wujka, kuzynów i małych dzieci, więc nikt nie zasypuje gradem pytań. Mogę spokojnie zjeść, chwilę posiedzieć, a potem odejść do swojego pokoju.
           
godzina 16.00
            Czytam tą „Scarlett” i skończyć nie mogę. Dlaczego ta książka jest coraz nudniejsza? Zostało mi niecałe sześćdziesiąt stron, ale ta końcówka jest taka dziwna. Nie pasuje mi ten cały pomysł z ludźmi uznającymi dziecko Scarlett za małą wiedźmę i pragnącymi wymierzyć jej samosąd. Może w dawnych czasach działy się takie rzeczy, ale to jakoś nie pasuje do wydźwięku „Przeminęło z wiatrem”. Nie pasuje nawet do pierwszej połowy „Scarlett”, która w miarę przypominała oryginał. Prawdopodobnie czekają mnie jeszcze sceny ucieczki przed wściekłym tłumem zaopatrzonym w widły i pochodnie…

godzina 18.00
            Włączył mi się tryb rozmyślania nas własnym życiem i wszystkim co mnie dotyczy. Bardzo tego nie lubię. Staram się nie przypominać tego co było, żyć jedynie teraźniejszością i ewentualnie przyszłością. Może niektórzy lubią rozpamiętywać to co minęło, ale ja nie. Moje życie nigdy nie było specjalnie udane. Są rzeczy, o których nigdy nikomu nie powiedziałem. Dlaczego ludzie wstydzą się za to co ich spotkało, nawet jeśli to nie była ich wina? Chyba jedynie dlatego, żeby nie zostać osądzonym przez innych.

Podsumowanie dnia: Trochę lipa była…

sobota, 27 kwietnia 2013

Dzień 81 – 27.04.2013



godzina 10.00  – mieszkanie
            Nie zdążę, nie zdążę dzisiaj z wszystkim co mam zrobić! Za mało czasu. Radek napisał, że już koło siedemnastej widzimy się. Dlaczego czasem jest tak nudno, a potem wszystko trzeba zrobić w jeden dzień?

godzina 11.00  – autobus
            Ubrałem pierwsze ciuchy, które wyjąłem i pobiegłem na autobus. Obiecałem pomóc dzisiaj babci, która chce iść na cmentarz i posprzątać grób dziadka. Nienawidzę sprzątania grobów. Przecież nikt nie zwraca na to uwagi, jest tyle ważniejszych rzeczy. Ale nie może pójść sama, więc muszę pomóc.

godzina 11.30  – mieszkanie babci
            – Ale się dziś źle czuję – zaczęła babcia gdy tylko przekroczyłem próg jej mieszkania.
– I chcesz iść taki kawał drogi na cmentarz?
– To nie jest tak daleko!
– Tak blisko też nie – odparłem. – Nie pójdziemy, jeśli nie masz sił.
– Zaraz mi przejdzie! A ten grób już jest taki zaniedbany!
Tak, pewnie nie był myty z dwa tygodnie. Babcia ciągle tam chodzi, tylko nie mówi o tym nikomu z rodziny, żebyśmy nie wściekali się na to, że znowu nie dba o siebie.
– Babciu, pomyśl o żywych. Martw się o swoje córki, wnuków i prawnuczkę, a nie o tych co nie żyją. Przecież i tak nic im już nie pomoże.
– No wiesz?! Jak możesz tak mówić!
– To prawda – westchnąłem.

godzina 11.50
            Uzgodniliśmy, że pójdziemy na ten okropny cmentarz we wtorek, skoro dzisiaj babcia jest zbyt słaba. Tymczasem odkurzałem jej mieszkanie, chociaż jak dla mnie wcale nie było tak brudno.
 – Jak ten twój kolega? Piotrek mu było?
– Nie wiem – warknąłem. Dlaczego ciągle ktoś mnie o niego pyta?
– Nie rozmawiacie z sobą?
– Jakoś nie bardzo – odparłem, niech jeszcze tylko spyta o Dominika, żeby moje wkurzenie osiągnęło wyższy poziom. Wprawdzie robi to nieświadomie, ale nie ukrywam, że drażnią mnie takie pytania.
– A jak ten kolega, z którym kiedyś byłeś u mnie? Dominik chyba ma na imię – spytała po chwili. Wiedziałem, że tak będzie.
– Babciu! Przestań mnie wypytywać! – burknąłem. – Jutro będziesz u nas na obiedzie, tak? – zmieniłem temat.
– Tak, zaprosiła mnie twoja mama.

godzina 12.45 – w drodze do domu
            Może jednak zdążę na czas z wszystkim. Szybkim krokiem zmierzam w stronę przystanku autobusowego. Musiałem po drodze pijanej kobiecie żul wyjaśnić, że nie mam przy sobie żadnych drobnych, co wcale nie było takie proste. Dzisiaj wszystko jest przeciwko mnie!

godzina 14.00 – mieszkanie
            Właśnie grzebie w szafie szukając czegoś odpowiedniego na dzisiejszy wieczór. Zawsze należy ubrać się stosownie do miejsca, sytuacji i ludzi, jacy będą nas otaczać. Dzisiaj mam męski wypad z Markiem, Radkiem, Darkiem (kolegą Radka ze studiów), oraz Witkiem, który na przestrzeni lat, zaczynając od gimnazjum, w mniejszym lub większym stopniu przyjaźni się z Radkiem. Nasz dzisiejszy męski wieczór nie polega na wypadzie do klubu, licytowaniu się kto zdobędzie więcej numerów i upiciu do granic wytrzymałości. Tym razem wybieramy się na galę MMA do Spodka w Katowicach.
            Prawdopodobnie na widowni będą same koksy, no i my. Ubiorę najzwyklejsze jeansy, równie zwykłą koszulkę, wezmę szarą bluzę, jakby zrobiło się chłodno. Dzisiaj żadnych wyszukanych strojów.
            Jeszcze muszę zjeść jakiś obiad i mogę wychodzić z domu! Och, strasznie nie lubię gdy mam tak mało czasu!



godzina 17.40 – przed Spodkiem
            Tłum ludzi czeka przed wejściem. Próbowano nam nawet sprzedać bilety, ale mamy swoje i to w pierwszym rzędzie. Tuż za miejscami VIP. Może pokażą nas w telewizji? Właściwie nie ma tu aż tylu koksów, więc tak bardzo nie odbiegamy od ogólnego wyglądu widzów. Dziwi mnie jak dużo rodzin złożonych z mamy, taty i syna przyjechało tutaj wspólnie spędzić wieczór.
– Jak tam było na tym speed dating’u? – spytałem Radka.
– Nieciekawie. Te dziewczyny takie nijakie. Niby wziąłem numery od dwóch, ale jakoś nie widzi mi się dzwonić do nich.
– Może chociaż z Anią idzie dobrze?
– No nawet. Wczoraj poszliśmy do klubu. Spotkałem tam Kajetana z kumplami, którzy obijali się o ściany, ale było całkiem fajnie. Zostaliśmy do trzeciej rano. Mam nadzieję, że dziś nie zasnę w czasie walk.

godzina 19.00 – w Spodku
            Siedzenie w pierwszym rzędzie ma kilka wad, ale i kilka zalet. Wadą jest fakt, iż miejsca VIP zasłaniają nam odrobinę oktagon, przez to musimy w wielu momentach patrzeć na ekrany, zamiast na ring. Zaletą jest to, że niedaleko nas jest ścieżka, którą po walkach schodzą zawodnicy. Możemy podbiegać i przybijać sobie piątkę, albo żółwika. 

godzina 19.45
– Ile może trwać przerwa? – spytał Darek.
– Pewnie czekamy aż przyjedzie telewizja. Chyba jakoś dopiero teraz będzie emisja – odpowiedział Witek.
– Czyli tych wcześniejszych walk nie pokazywali nigdzie? – upewniłem się.
– Nie. Tylko te główne walki wieczoru można obejrzeć.
            Przynajmniej zobaczę więcej, niż gdybym usiadł przed telewizorem z paczką chipsów i butelką piwa. Ponad to tutaj czuć tą atmosferę, której niestety nie da się w żaden sposób odczuć na domowej kanapie w dużym pokoju. Na żywo człowiek uczestniczy w tych wszystkich krzykach widowni, słyszy bardzo głośną muzykę i podziwia grę kolorowych świateł. Nie żałuję wydanych pieniędzy, a najważniejsze walki jeszcze przed nami!

Podsumowanie dnia: Testosteron.