wtorek, 2 kwietnia 2013

Dzień 56 – 02.04.2013



godzina 12.00 – mieszkanie
            Pisanie „Chłopaka z pociągu” idzie całkiem dobrze. Wprawdzie z kolejnych stron bije pesymizmem, ale co ja na to poradzę? Tak wychodzi samo z siebie. Gdy człowiek ma podły nastrój to zawsze całkiem dobrze idzie tworzenie czegokolwiek. Całkiem sporo bardzo znanych tytułów powstało w czasach problemów osobistych, psychicznych i zdrowotnych autorów. Może i mi wyjdzie coś udanego. Skoro już mam zły nastrój, co spróbuje go chociaż wykorzystać w jakiś sposób inny niż użalanie się.

godzina 14.00
            – Pan Adrian? – usłyszałem kobiecy głos w słuchawce.
– Tak, przy telefonie.
– Składał pan do nas podanie o staż lub praktykę. Kierownik zdecydował, że możemy przyjąć pana na praktykę.
– Rozumiem.
– Bezpłatną praktykę – szybko dodała rozmówczyni.
– Jakby inaczej – odparłem. – A jaki termin?
– Może pan wybrać. Woli pan czerwiec, czy może sierpień?
– Sierpień. W czerwcu jeszcze na uczelni mogą różne rzeczy się przytrafić.
– Już zapisuję. Proszę w takim razie zadzwonić pod koniec lipca. My nie potrzebujemy żadnych umów z uczelnią, jeśli w pana interesie jest posiadanie takiego papierka, to proszę go załatwić.
– Dobrze. Dziękuje.
– Do usłyszenia.
– Dowidzenia – pożegnałem się.
            Liczyłem, że przyjmą mnie na staż i prócz doświadczenia też cokolwiek zarobię, ale lepsze to niż nic. Prawdę mówiąc nie idę na kolejną praktykę mając nadzieję, iż nauczę się wielu nowych rzeczy. Chcę jedynie poznać ludzi z branży, zrobić pozytywne wrażenie, a ewentualne zdobyte znajomości może pomogą po skończeniu studiów. Jedna z reguł tego świata brzmi: „Na układy nie ma rady”.

godzina 18.00 – las
            Spaceruję po lesie z Kajetanem. Mieliśmy iść na piwo i w gruncie rzeczy poszliśmy, tylko że cały czas myślałem o pubie, a skończyło się na kupieniu piwa w małym sklepiku i pójścia do lasu.
 – Och, pewnie mówią sobie: „o pedały przyszły na randkę”! – oburzał się Kajetan, gdy z daleka patrzyło na nas kilka osób.
– I co z tego?
– Jeszcze nas zaczepią!
– E tam, za starzy na to są.
Z jednej strony nie rozumiałem czemu tak bardzo się przejmuje tym, co myśli sobie trzech pięćdziesięciolatków łażących po lesie. Z drugiej rozumiem go. Przecież dwóch spacerujących chłopaków musi być parą gejów, którzy zaraz zaczną sobie obciągać albo ruchać się pomiędzy drzewami. Okropne stereotypy. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć co kogo obchodzi orientacja obcych ludzi. Nawet jeśli byłaby to randka, to co komu to przeszkadza? Czy w jakiś sposób dzieje się komuś krzywda?

godzina 19.00
            – I zobaczyłeś chłopaka w pociągu i nagle stwierdziłeś, że no, wiesz? – pytał Kajetan.
– Tak.
– To takie dziwne. I ostatnio napisałeś do niego esemesa?  
– Napisałem.
– Czemu po prostu do niego nie zagadasz?
– On zawsze jedzie z siostrą, albo znajomymi – odparłem. Chociaż co się stanie jeśli przy najbliższym spotkaniu powiem mu „Cześć Łukasz”? Skoro ośmieszyłem się przed nim już tyle razy, to mogę zrobić to po raz kolejny.

godzina 20.40 – w drodze do domu
            Trochę się zagadaliśmy, ale było miło. Kajetan to bardzo miły człowiek. Można być przy nim szczerym, a on nie ocenia pochopnie. Nie krytykuje. Nawet jeśli wygłasza swoją opinię, robi to w sposób, który jest sympatyczny.
            Wracałem już do siebie. Starałem się iść jak najszybciej, ponieważ temperatura spadła poniżej zera. Przechodziłem koło terenu kościoła. Minąłem kobietę, która spacerowała przy świątyni, lub wyszła ze mszy (nie wiem czy o tej godzinie odbywają się jeszcze msze). Wyglądała na przygnębioną, ale nie zwróciłem na nią większej uwagi. 
– Przepraszam! – usłyszałem i spojrzałem za siebie.
– Słucham?
– Czy pan mieszka blisko? – spytała kobieta.
– Hm, kawałek drogi stąd. Ale o co chodzi?
– Och, po prostu dostanę zasiłek dopiero w piątek, myślałam, że mogłabym pożyczyć od pana jakiekolwiek pieniądze, ale jeśli pan nie jest stąd… – odpowiedziała ze łzami w oczach.
– Rozumiem – przerwałem. – Ale chyba mam jakieś drobne – dodałem.
Wyjąłem portfel. Było ciemno, więc na ślepo zacząłem grzebać w drobniakach. Znalazłem dwa złote zakopane między jednogroszówkami.
– Mam tyle– powiedziałem dając kobiecie monetę.
– Posiadam tylko kilka groszy, to dla mnie majątek. Mogę za to kupić pół chleba, ale mogę oddać dopiero w piątek.
– Nie musi pani oddawać – powiedziałem.
– Wie pan, góra z górą się nie zejdzie. Człowiek z człowiekiem zawsze.
– Proszę je zabrać.
– Przecież to nie wypada.
– Niech pani nigdy mi tego nie oddaje. Może w zamian pomodli się pani za to, żeby odezwał się do mnie ktoś na kim mi zależy – odpowiedziałem przypominając sobie, że kobieta wychodziła z kościelnego terenu, więc może była religijna.
– Wierzy pan w to?
– Nie w tym wypadku, ale co szkodzi spróbować - westchnąłem. W końcu w najbardziej biblijnym sensie, to co czuję do Łukasza skaże mnie na wieczne potępienie, ale mimo wszystko nie potrafię czuć do niego niczego innego. 
– Pomodlę się. Mam dzieci, one też pomodlą. Dzięki panu nie będą aż tak głodne. Naprawdę modlitwa za to jest ważniejsza od pieniędzy? Mogę oddać w piątek.
– Jest ważniejsza od czegokolwiek innego – odparłem i odwróciłem się.
– Powodzenia z tą osobą – krzyknęła.
– A pani powodzenia we wszystkim – odparłem odwracając się i lekko kłaniając.
            Ruszyłem dalej przed siebie. Nie widziałem czy kobieta mówiła prawdę i nie bardzo mnie to interesowało. Miała łzy w oczach, więc jej wierzyłem. Albo naprawdę potrzebowała pieniędzy, albo była wyśmienitą aktorką. W obu wypadkach zasługiwała na te dwa złote.

Podsumowanie dnia: Wiosenno – zimowy las.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz