wtorek, 9 kwietnia 2013

Dzień 63 – 09.04.2013



godzina 05.15 – mieszkanie
            Właściwie dopiero otworzyłem oczy. Od razu spojrzałem za okno, i co zobaczyłem? Śnieg! Wstrętny, biały śnieg lecący z nieba! Och, mam już piekielnie dość tej nieustannej zimy!

godzina 07.35 – pociąg
            Spotkałem tylu znajomych, że nawet nie wiem z kim mam rozmawiać. Jadą tu kumple z mojej grupy – Karol i Rafał, moi koledzy z matematyki, a nawet Alicja – przyjaciółka Kajetana, z którą kiedyś byliśmy na piwie. Jej w gruncie rzeczy nie spotkałem, ale napisała mi esemesa, że widzi mnie i pogadamy jak dotrzemy na miejsce. Ja niestety mam na tyle słaby wzrok, że nie umiem wypatrzeć jej w tak długim pociągu, nawet mimo okularów na nosie.

godzina 08.15 – w drodze na uczelnie
            Odłączyłem się na chwilę od Rafała i Karola i rozmawiam z Alicją. Nie wiem jak ona to robi, ale zdaje się promieniować optymizmem i pozytywną energią, chociaż niebo jest szare, smutne i przygnębiające, a do tego wieje chłodny wiatr i pada śnieg.
– Widziałam zdjęcie twoje i Kajetana z imprezy. Nawet polubiłam.
– Wyglądamy na nim, jakby każdy był wklejony z innej fotki.
– Eee tam, fajne jest – zaprzeczyła Alicja.
– Lepiej powiedz czemu ciebie nie było z nami? Przecież miałaś być.
– Och, no wiem, wiem! Ale obiecałam też przyjaciółkom, że się z nimi zobaczę…
– Powiedzmy, że rozumiem, ale następnym razem masz być! – odpowiedziałem.
– Postaram się!
            Pożegnaliśmy się na skrzyżowaniu, ponieważ każdy z nas miał zajęcia na innym wydziale. Odszukałem w tłumie Rafała i Karola, którzy znacznie nas wyprzedzili i w ich towarzystwie dotarłem na zajęcia.

godzina 11.45 – McDonald’s
            Wypadły nam zajęcia. Mamy około trzech godzin okienka do języka obcego. Pojechałbym do domu, gdyby nie fakt, że zdążyłem już zmarnować jedną nieobecność,
a można tylko dwa razy opuścić ćwiczenia. Lepiej dziś tam pójdę. Razem z Maćkiem poszliśmy do McDonald’s, żeby zabić czas.
– Dobrze, że zaczął padać deszcz – powiedziałem. – Zwykle z opadów wolę śnieg, ale jeśli pada nieprzerwanie od grudnia, to deszcz staje się miłą odmianą – dodałem gdy siadaliśmy przy stoliku.
– Coś w tym jest – przyznał rację Maciek. – Ona wczoraj pisała esemesy! – zmienił temat.
– Ha ha, i co chciała?
– Zaprasza mnie na urodziny – odpowiedział spanikowany. – Przecież nie mogę tam iść! Jeszcze się upiję i zakocham, albo zrobię coś jeszcze gorszego.
– Dziewczyna nie próżnuje.
– Przestań! To nie jest zabawne! Boje się patrzeć na telefon, ale zwykle zaczyna wysyłać wiadomości koło dwudziestej. O dwudziestej pierwszej jest apogeum.
– Zwykle? – spytałem roześmiany. – Widziałeś się z nią w niedziele. Mogła napisać tylko wczoraj, bo wcześniej nawet nie miała numeru.
– Nie czepiaj się!
– Przesadzasz.
– Zmieniłbyś zdanie, jakbyś ją zobaczył…

godzina 15.50 – pociąg
            W jakiś sposób wytrzymałem okropne okienko między zajęciami. Siedzę już
w pociągu razem z Rafałem i Karolem. Okropna pogoda powoduje jedynie senność
i rozdrażnienie. Zwykle jakoś potrafimy dyskutować przez całą drogę. Dzisiaj panowała cisza.
– O Boże – wyszeptałem. Siedziałem naprzeciwko moich kolegów, więc widziałem wszystko za ich plecami.
– Co się stało? – spytali prawie równocześnie.
– Za wami siedzi jakiś gang meneli i piją wódkę. Jeden wygląda jakby miał zaraz umrzeć, ale jest nawalony – zrelacjonowałem.
Nie musieli nawet się odwracać, żeby sprawdzić czy mówię prawdę. W tym momencie impreza ruszyła do przodu i panowie zaczęli przelewać wódkę do soków w bardzo dyskretny sposób.
– Wlej to do szkła! – mówił jeden.
– Jak to szkła? Do soku ty idioto! Przecież nikt nie uwierzy, że masz sok w butelce po wódce! – bystrze spostrzegł drugi.
– Racja – odparł po namyśle pierwszy.
 – O Boże – wyszeptałem sam do siebie.
Wyjąłem „Scarlett” i zacząłem czytać. Nie chciałem oglądać tej libacji, a Rafał i Karol i tak milczeli. Dodatkowo jeden z imprezowiczów, ten najbardziej pijany, zaczynał zagadywać do ludzi dookoła. Działał mi na nerwy.

godzina 16.17
            Rafał i Karol wychodzą dwie stacje szybciej niż ja. Właśnie opuścili pociąg. Imprezowicze także wychodzili na różnych stacjach. Niestety gadatliwy alkoholik dalej tu jest. Na domiar złego, gdy moi koledzy wstali, on natychmiast przesiadł się i teraz jest naprzeciwko mnie. Oczywiście zaczął gadać. Czemu tacy ludzie zawsze chcą ze mną dyskutować? Czy mam napisane na czole coś w stylu: „Jeśli nie jesteś do końca normalny, to mów do mnie.”?
– Przepraszam pana – zaczął. – Bla bla bla… - przestałem go słuchać gdy tylko przemówił. Cały czas nawija, a ja jedynie kiwam głową i przytakuję.
– Co? – zapytałem, ponieważ wyraźnie zadał mi pytanie, a ja kompletne ignorowałem jego słowa.
– Czy panu jest zimno? Ubrał pan szalik i kurtkę.
– Nie, po prostu wychodzę już – odpowiedziałem. Mój rozmówca zasmucił się. Swoim nietrzeźwym wzrokiem zaczął wypatrywać kolejnej ofiary.

Podsumowanie dnia:  Adrian – przyjaciel obcych i dziwnych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz