niedziela, 28 kwietnia 2013

Dzień 82 – 28.04.2013



godzina 00.10 – w Spodku
            Niektóre walki były naprawdę fajne, inne odrobinę się dłużyły. Sam nie wiem czy to przez to, że każdy pojedynek trwał trzy rundy, a każda z nich po pięć minut, czy może przez okropne telewizyjne przerwy na reklamy po każdej zakończonej potyczce?
           
godzina 00.20
            W końcu nadeszła walka wieczoru, która niestety okazała się porażką. Każdy dobrze wiedział, że taktyka Dawida Ozdoby będzie polegać na unikaniu Hardkorowego Koksa, ale nikt nie przypuszczał, że Dawid będzie tak długo dawał radę uciekać. Nie do końca rozumiem, czemu został tak okropnie wygwizdany. Jak dla mnie nie zrobił sobie aż takiego wstydu, przyjął kilka ciosów Koksa. Przecież całe założenie tej walki było idiotyczne. W pewnym sensie to jak całkowite zaprzeczenie prawdziwego sportu. No cóż, publika nie jest łaskawa dla tancerzy erotycznych. Chociaż Koksu też się nie popisał, walka wyglądała jak scena z jakiegoś durnowatego filmu, gdzie zawodnicy zamiast się bić chodzą w kółko i patrzą na siebie. Podobno „nie ma lipy”, a ja tutaj widzę, że jednak trochę jest lipa.

godzina 01.10 – McDonald’s
            Okropny głód zaraz nas zabije. Ja i Marek postanowiliśmy pójść do McD, reszta naszej kompani poszła na kebaba, ponieważ tutaj przeraziła ich kolejka. Prawdę mówiąc też dziwi mnie ten tłum ludzi. Stoimy już koło piętnastu minut. Przecież ci wszyscy ludzie nie byli w Spodku na walkach? Ogólnie miasto jest pełne ludzi, a przecież mamy praktycznie środek nocy.


godzina 01.40 – przystanek autobusowy
            – Ostatnio jak byliśmy na walkach bardziej mi się podobało – ogłosił Marek.
– Właściwie mi tez – przyznałem.
– Może dlatego, że wtedy byliśmy pierwszy raz. To było coś nowego, a teraz już wiedzieliśmy jak będzie to wyglądać – stwierdził Darek.
– Coś w tym jest – odparłem.
– Wtedy walka wieczoru była śmieszniejsza. Najman i Hardkorowy Koksu – dodał Witek.
– Tak, ten antydoping Najmana – zaśmiałem się.

godzina 15.00 – mieszkanie
            Jestem zmęczony. Nie wiem czemu, ale jakoś szybko się obudziłem, potem mama pojechała po babcie, a nie wypada spać, gdy w domu są goście. Rodzinne obiady należą do nużących nawet jeśli wypełnia nas energia, a co dopiero w dzień taki jak ten. Na szczęście nie ma cioci, wujka, kuzynów i małych dzieci, więc nikt nie zasypuje gradem pytań. Mogę spokojnie zjeść, chwilę posiedzieć, a potem odejść do swojego pokoju.
           
godzina 16.00
            Czytam tą „Scarlett” i skończyć nie mogę. Dlaczego ta książka jest coraz nudniejsza? Zostało mi niecałe sześćdziesiąt stron, ale ta końcówka jest taka dziwna. Nie pasuje mi ten cały pomysł z ludźmi uznającymi dziecko Scarlett za małą wiedźmę i pragnącymi wymierzyć jej samosąd. Może w dawnych czasach działy się takie rzeczy, ale to jakoś nie pasuje do wydźwięku „Przeminęło z wiatrem”. Nie pasuje nawet do pierwszej połowy „Scarlett”, która w miarę przypominała oryginał. Prawdopodobnie czekają mnie jeszcze sceny ucieczki przed wściekłym tłumem zaopatrzonym w widły i pochodnie…

godzina 18.00
            Włączył mi się tryb rozmyślania nas własnym życiem i wszystkim co mnie dotyczy. Bardzo tego nie lubię. Staram się nie przypominać tego co było, żyć jedynie teraźniejszością i ewentualnie przyszłością. Może niektórzy lubią rozpamiętywać to co minęło, ale ja nie. Moje życie nigdy nie było specjalnie udane. Są rzeczy, o których nigdy nikomu nie powiedziałem. Dlaczego ludzie wstydzą się za to co ich spotkało, nawet jeśli to nie była ich wina? Chyba jedynie dlatego, żeby nie zostać osądzonym przez innych.

Podsumowanie dnia: Trochę lipa była…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz