piątek, 20 września 2013

Dzień 227 – 20.09.2013



godzina 08.10 – centrum
            Wyszedłem z brudnego środka komunikacji miejskiej, zrobiłem kilka kroków w stronę biura i natknąłem się na swojego niemówiącego kolegę.
– Cześć – przywitałem się. Niech to szlag, teraz będę musiał iść z nim aż do budynku i jeśli będzie tak wygadany jak wczoraj, to  chyba zwariuje przez te pięć minut.
– Cześć! – odpowiedział głośno i wyraźnie. Nie poznaję go.
– Co słychać? – spytałem idąc za ciosem. Może on jednak mówi?
– W sumie nic, nareszcie piątek!
– Też mnie to cieszy – przyznałem zaskoczony jego wylewnością.
godzina 16.00 – mieszkanie
            Musiałem odwołać zaproszenie Maćka. Mamie całkiem odbiło i robi od wczoraj nieustanne awantury. Wszystko zaczęło się od remontu babci, która wciąż narzeka, przez co drażni mamę, która potem swoją frustrację rozładowuje drąc się i wkurwiając innych (mnie). Czepia się dosłownie o wszystko, a wczoraj (a właściwie dzisiaj bo całe zdarzenie zaszło po północy) okropnie się pokłóciliśmy. Nie szczędziliśmy nawet przekleństw. Uznałem więc, że lepiej zaprosić Maćka w innym terminie, żeby przypadkiem nie był świadkiem takich scen.

godzina 18.50 – u Marka.
            Poszliśmy z Markiem zjeść najbardziej niezdrowego kebsa w okolicy. Radek pojechał imprezować do akademików, ale my nie mieliśmy na to ochoty. Wspomniałem Markowi, który jest fanem Tolkiena, że kupiłem sobie całego „Władce pierścieni”. Powiedział, że w takim razie muszę do niego na chwilę wpaść i da mi książki, które powinienem przeczytać.
– Tu masz „Silmarillion” i przeczytaj go najpierw – mówił podając mi książkę. – A tutaj „Hobbita” przeczytaj go zaraz po tym – dodał. – Potem przeczytaj „Władce”.
– Yy, okej. Ale ja nie wiem kiedy to zrobię. Nie mam aż tyle czasu.
– Spoko, nie spieszy się!
– No dobra, przeczytam tak jak radzisz – westchnąłem.

Podsumowanie dnia: Może jednak nie jestem taki stresogenny!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz