godzina 08.10 – centrum
Wyszedłem
z brudnego środka komunikacji miejskiej, zrobiłem kilka kroków w stronę biura i
natknąłem się na swojego niemówiącego kolegę.
– Cześć – przywitałem się. Niech to szlag, teraz
będę musiał iść z nim aż do budynku i jeśli będzie tak wygadany jak wczoraj,
to chyba zwariuje przez te pięć minut.
– Cześć! – odpowiedział głośno i wyraźnie. Nie
poznaję go.
– Co słychać? – spytałem idąc za ciosem. Może on
jednak mówi?
– W sumie nic, nareszcie piątek!
– Też mnie to cieszy – przyznałem zaskoczony jego wylewnością.
godzina 16.00 – mieszkanie
Musiałem
odwołać zaproszenie Maćka. Mamie całkiem odbiło i robi od wczoraj nieustanne
awantury. Wszystko zaczęło się od remontu babci, która wciąż narzeka, przez co
drażni mamę, która potem swoją frustrację rozładowuje drąc się i wkurwiając
innych (mnie). Czepia się dosłownie o wszystko, a wczoraj (a właściwie dzisiaj
bo całe zdarzenie zaszło po północy) okropnie się pokłóciliśmy. Nie
szczędziliśmy nawet przekleństw. Uznałem więc, że lepiej zaprosić Maćka w innym
terminie, żeby przypadkiem nie był świadkiem takich scen.
godzina 18.50 – u Marka.
Poszliśmy
z Markiem zjeść najbardziej niezdrowego kebsa w okolicy. Radek pojechał
imprezować do akademików, ale my nie mieliśmy na to ochoty. Wspomniałem
Markowi, który jest fanem Tolkiena, że kupiłem sobie całego „Władce
pierścieni”. Powiedział, że w takim razie muszę do niego na chwilę wpaść i da
mi książki, które powinienem przeczytać.
– Tu masz „Silmarillion” i przeczytaj go najpierw –
mówił podając mi książkę. – A tutaj „Hobbita” przeczytaj go zaraz po tym –
dodał. – Potem przeczytaj „Władce”.
– Yy, okej. Ale ja nie wiem kiedy to zrobię. Nie mam
aż tyle czasu.
– Spoko, nie spieszy się!
– No dobra, przeczytam tak jak radzisz – westchnąłem.
Podsumowanie dnia: Może jednak nie jestem taki stresogenny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz