czwartek, 1 sierpnia 2013

Dzień 171 – 26.07.2013



godzina 14.00 – Kotor
            Zwiedzamy Kotor, który zwany jest „Małym Dubrownikiem”, co jednak nie bardzo pociesza mamę. Wolałby jednak zwiedzić ten „Duży”. Jednak jako, że tamta wycieczka okazała się niemożliwa, a chcieliśmy coś zwiedzić, na ostatnią chwilę wpisaliśmy się na zwiedzanie Kotoru razem z innymi ludźmi z turnusu.
            Miasto jest zbudowane w tym samym stylu co Budva. W informacji przed murami obronnymi dostaliśmy mapę w języku polskim z najważniejszymi budynkami, które warto zobaczyć. Zgodnie z nią przemierzamy miasteczko robiąc całą masę zdjęć.
– Szkoda, że nie wypalił Dubrownik – znowu marudziła mama.
– Pociesza cię fakt, że Kotor także jest wpisany na listę UNESCO? – zapytałem.
– Trochę pociesza. Skąd o tym wiesz?
– Z  przewodnika, który wziąłem z informacji. A pociesza cię, że Dubrownik już widziałaś, a w Kotorze jesteś pierwszy raz?
– Trochę pociesza – powtórzyła.

godzina 14.30 –targ w  Kotorze
            Poszliśmy na targ i znowu kupiliśmy rakiję. Tym razem o smaku winogronowo śliwkowym. Jest okropnie mocna, ale sprzedawali ją w szklanych butelkach, co jest wielką zachętą, ponieważ zwykle miejscowe trunki pędzone w piwnicy, opycha się turystom w plastikowych butelkach po oleju spożywczym.

godzina 16.00 – plaża
            Po zwiedzeniu Kotoru, schronu atomowego, ruin fortu wysoko w górach i sztucznej wysepki z klasztorem wróciliśmy do naszej miejscowości. Postanowiliśmy skorzystać jeszcze ze słońca i wybrać się na plażę. Opalenizna sama się nie zrobi!

godzina 23.00 – balkon
            Ewelina położyła spać męża i dzieci, a następnie przyszła zobaczyć nasz pokój. Naprawiłem jakimś cudem klimatyzację, więc nie zrobiliśmy sobie wstydu niedziałającym sprzętem! Oczywiście została na szklaneczkę Jelenia ze Schwepps’em.
– Smutno mi, że macie taki piękny widok, a ja mieszkam w jakiś slumsach.
– Nie jest tak źle! – pocieszała mama.
– Jak nie! Ta baba, która nas okrzyczała całymi dniami siedzi na krześle naprzeciwko naszego tarasu i tak niemiło patrzy na nas. A ja zainspirowana moją okolicą niedługo pójdę z Aśką na deptak, żeby żebrać na dziecko, a Krystianowi każę stać na ulicy i mówić, żeby dali mu pieniądze, bo jego stopa wcale nie jest spalona słońcem, a została polana kwasem w czasie wojny w Jugosławii.
– Oj, napij się lepiej – przerwała jej Sławka, która także siedzi z nami.
– Och, sama zobacz! U was wyłania się księżyc zza gór, a u mnie stara cyganka zza krzaka!

Podsumowanie dnia: Zwiedzanie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz