godzina 14.00 – Kotor
Zwiedzamy
Kotor, który zwany jest „Małym Dubrownikiem”, co jednak nie bardzo pociesza
mamę. Wolałby jednak zwiedzić ten „Duży”. Jednak jako, że tamta wycieczka
okazała się niemożliwa, a chcieliśmy coś zwiedzić, na ostatnią chwilę
wpisaliśmy się na zwiedzanie Kotoru razem z innymi ludźmi z turnusu.
Miasto
jest zbudowane w tym samym stylu co Budva. W informacji przed murami obronnymi
dostaliśmy mapę w języku polskim z najważniejszymi budynkami, które warto
zobaczyć. Zgodnie z nią przemierzamy miasteczko robiąc całą masę zdjęć.
– Szkoda, że nie wypalił Dubrownik – znowu marudziła
mama.
– Pociesza cię fakt, że Kotor także jest wpisany na
listę UNESCO? – zapytałem.
– Trochę pociesza. Skąd o tym wiesz?
– Z
przewodnika, który wziąłem z informacji. A pociesza cię, że Dubrownik
już widziałaś, a w Kotorze jesteś pierwszy raz?
– Trochę pociesza – powtórzyła.
godzina 14.30 –targ w Kotorze
Poszliśmy
na targ i znowu kupiliśmy rakiję. Tym razem o smaku winogronowo śliwkowym. Jest
okropnie mocna, ale sprzedawali ją w szklanych butelkach, co jest wielką
zachętą, ponieważ zwykle miejscowe trunki pędzone w piwnicy, opycha się
turystom w plastikowych butelkach po oleju spożywczym.
godzina 16.00 – plaża
Po
zwiedzeniu Kotoru, schronu atomowego, ruin fortu wysoko w górach i sztucznej
wysepki z klasztorem wróciliśmy do naszej miejscowości. Postanowiliśmy
skorzystać jeszcze ze słońca i wybrać się na plażę. Opalenizna sama się nie
zrobi!
godzina 23.00 – balkon
Ewelina
położyła spać męża i dzieci, a następnie przyszła zobaczyć nasz pokój. Naprawiłem
jakimś cudem klimatyzację, więc nie zrobiliśmy sobie wstydu niedziałającym
sprzętem! Oczywiście została na szklaneczkę Jelenia ze Schwepps’em.
– Smutno mi, że macie taki piękny widok, a ja
mieszkam w jakiś slumsach.
– Nie jest tak źle! – pocieszała mama.
– Jak nie! Ta baba, która nas okrzyczała całymi
dniami siedzi na krześle naprzeciwko naszego tarasu i tak niemiło patrzy na
nas. A ja zainspirowana moją okolicą niedługo pójdę z Aśką na deptak, żeby
żebrać na dziecko, a Krystianowi każę stać na ulicy i mówić, żeby dali mu
pieniądze, bo jego stopa wcale nie jest spalona słońcem, a została polana
kwasem w czasie wojny w Jugosławii.
– Oj, napij się lepiej – przerwała jej Sławka, która
także siedzi z nami.
– Och, sama zobacz! U was wyłania się księżyc zza
gór, a u mnie stara cyganka zza krzaka!
Podsumowanie
dnia: Zwiedzanie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz