czwartek, 1 sierpnia 2013

Dzień 170 – 25.07.2013



godzina 11.00 – malutki stateczek
            Dzisiaj odbywa się wycieczka, która była w cenie wyjazdu. Obejmuje krótki kurs małym stateczkiem: najpierw płyniemy zobaczyć z bliska Wyspę Świętego Stefana, a następnie udamy się do pobliskiej Budvy.

 godzina 11.15
            Wspólny rejs pozwala zintegrować się  z innymi turystami. Poznaliśmy sympatyczną rodzinę górali – Ewelinę, Sylwestra, piętnastoletniego Krystiana i pięcioletnią Aśkę. Krystian jest oczywiście zbuntowanym gimnazjalistą, który z wielką łaską przyjechał na wakacje, natomiast Aśka to rezolutna dziewczynka.
– Ta wyspa wygląda świetnie – powiedziała Ewelina spoglądając na wysokie mury obronne, oraz wystające ponad nimi niewielkie domki zbudowane z gładkiego kamienia.
– Aż czuć w powietrzu bogactwo i luksus – dodałem.
– E tam, wygląda jak jakiś Alcatraz – wtrąciła Sławka.
– Mimo wszystko chętnie bym tam pomieszkał.

godzina 12.30 – targ w Budvie
            Dotarliśmy do drugiego punktu wycieczki i udaliśmy się na miejscowy bazar. Cechą charakterystyczną tego miejsca jest fakt, iż sprzedawcy niezwykle chętnie częstują swoimi towarami. Tak więc zjadłem już kilka kawałków sera, kilka plasterków szynki parmeńskiej i wypiłem zdecydowanie zbyt dużo rakiji we wszystkich możliwych smakach.
– Jezu, jakie to jest mocne – krzywiła się mama po wypiciu kieliszka brzoskwiniowej rakiji.
– O to w tym chodzi – przypomniałem.
– Masz rację! Bierzemy ją!

godzina 12.45
            Opuszczamy targ zaopatrzeni w dwie butelki śliwowicy i jedną brzoskwiniową rakiję. Podobno owe trunki uznane są za lekarstwo na wszystkie możliwe choroby. Jak opowiedział rezydent Franek nawet na oparzenia słoneczne wskazane jest stosowanie rakiji zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie  (poprzez wcieranie w oparzone miejsca). Cóż, lepiej dmuchać na zimne i stosować lekarstwo zanim człowiek coś złapie!

godzina 13.00 – stare miasto w Budvie
            Jestem zachwycony! Stare miasto w Budvie ma niezwykły urok. Wąskie uliczki, mury obronne, wysokie wieże, a wszystko zbudowane z jasnych kamieni. Niestety odrobinę uroku odbierają sklepy z ubraniami i pamiątkami ulokowane w każdym możliwym miejscu.
– Tędy! Za mną! W stronę cytadeli! – nawoływała mama, a cały turnus naszej wycieczki posłusznie szedł za nią. Franek zniknął gdzieś na bazarze, a mama po kilku kieliszkach rakiji uznała, że świetnie zna Budve (w której jeszcze nigdy nie była) i zaprowadziła wycieczkę do starego miasta, a teraz prowadzi do cytadeli będącej najważniejszym z zabytków.
– Skąd wiesz gdzie iść? – spytała Ewelina.
– Nie wiem, chyba to ta rakija.
– Hm, może włączyła ci się jakaś bystrość umysłu dzięki niej. Powinnaś pić codziennie rano kieliszek – zaśmiała się.

godzina 24.00 – taras Eweliny i Sylwestra
            Siedzimy z mamą u góralskiej rodziny, która dostała pokój w innym budynku niż my. Niestety wygląda tutaj jak w cygańskiej dzielnicy. Brakuje jedynie kozy i starowinki robiącej pranie w misce. Balkony pomiędzy budynkami w tej części miasteczka oddalone są od siebie o jakieś  pięćdziesiąt centymetrów, a jedynym widokiem z okien są mury innych pensjonatów. Okropne!
– Napijmy się jeszcze za nasz okropny pokój – lamentowała Ewelina. – I za nogę mojego syna spaloną na słońcu – dodała.
– Tylko trochę się przypiekła! – wtrącił Krystian, któremu zaaplikowaliśmy okłady z jogurtu. Niby mieliśmy rakiję, ale szkoda jej na jakaś stopę.
– I za to, że wycieczka do Dubrownika nie wyszła – wtrąciła prawie zapłakana mama. Po obiedzie udaliśmy się do ostatniego z piratów by usłyszeć, że zrobi nam wymarzoną wyprawę za sto osiemdziesiąt euro.
– Kochana, za to jutro razem z nami jedziecie zwiedzać Kotor! – przypomniał Sylwester.

godzina 01.00
             Wszyscy dostaliśmy ataku śmiechu w czasie rozmowy o tej dziwnie cygańskiej dzielnicy. W momencie największej głupawki z krzaków, które zasadzono, żeby z tego tarasu nie było widać tarasu tuż obok, wyłoniła się stara kobieta o długich włosach i ciemnej karnacji. Zaczęła coś krzyczeć po tutejszemu, a my śmialiśmy się jeszcze bardziej. Ze swoim cygańskim typem urody idealnie pasowała do tematu.

Podsumowanie dnia: Wąskie uliczki i wysokie mury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz