wtorek, 26 marca 2013

Dzień 49 – 26.03.2013



godzina 07.20 – w drodze na uczelnie
            Udało się dogadać z moimi kolegami. Są zadziwiająco sympatyczni i normalni jak ja kogoś, kto studiuje matematykę. Wbrew temu co można podejrzewać nie mówią wzorami i nie używając jedynie słów typu: pochodna, całka, różniczka, macierz, wektor.
– Dlaczego on jedzie tak wolno? – spytałem patrząc jak niezwykle szybko zbliżamy się do pojazdu tuż przed nami.
– To my jedziemy ponad sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. On jedzie wolno – odpowiedział Piotrek, który prowadził.
– Och, to wiele wyjaśnia. Nie spojrzałem na prędkościomierz i odnosiłem wrażenie, że jedziemy całkiem normalnie, a wszyscy inni niezwykle wolno.
            Po tym jak zostałem uświadomiony z jaką prędkością się poruszamy odczuwałem pewien dyskomfort. Nie pomagał mi fakt, że jechaliśmy autostradą. Nie przepadam za szybką jazdą, a sam nienawidzę prowadzić samochodu. Zdałem prawo jazdy za drugim razem, więc chyba nie jestem w tym taki najgorszy, ale nie lubię kierować. Trzeba się skupić, myśleć o tylu rzeczach na raz, a ja jestem dość rozkojarzony. W mojej głowie kłębią się setki myśli w jednym czasie, ciężko je ujarzmić.
godzina 11.00 – uczelnia
            Razem z Karoliną, Maćkiem i Patrykiem prowadzimy bardzo bystrą rozmowę. Jej temat brzmi: „jak zarobić na własnym dziecku”. Wygrał mój pomysł, by za wszelką cenę wkręcić dziecko do jakiegoś serialu. Wcześniej rozmawialiśmy o tym jak przeprowadzić zbrodnie doskonałą i nazwać własnoręcznie namalowane arcydzieło. Mamy dzisiaj dzień głupkowatych rozmyślań, co akurat w naszym przypadku jest dość typowe. Jeśli dyskutujemy na normalne tematy, to znaczy, że coś złego się z nami dzieje.

godzina 17.00 – mieszkanie  
            – Odzywał się Piotrek? – spytała mama. Nie wiem co ją naszło na ciągłe wspominanie o nim.
– Nie. Milczy jak głaz.
– A jeśli znowu się załamał?
– To co ja mam z tym wspólnego? – zapytałem.
– Nie powinieneś tak mówić!
– Przecież chodzi do psychologa, chyba się nie załamie!
– Jesteś okropny – westchnęła.
            Naprawdę nie wiem czemu tak się o niego dopytuje. To zaczyna być irytujące. Ostatnio albo wmawia mi anoreksje, albo pyta co u Piotrka. Mogłaby zmienić ulubione tematy…

godzina 20.00
            Czy tylko ja nie potrafię zrozumieć ogólnonarodowej euforii wywołanej dzisiejszym meczem z San Marino? Przecież to żenujące. Cieszymy się z tego, że mamy szanse wygrać z drużyną, która właściwie nawet nie jest prawdziwą drużyną, a zbieraniną bankierów, urzędników, bezrobotnych i biznesmenów. Wszyscy są podekscytowani faktem, że strzelimy kilka goli drużynie z kraju, gdzie sportem narodowym jest strzelanie z kuszy. Według mnie to dość przykre.

Podsumowanie dnia: Jeśli przegramy, to nie chcę więcej widzieć naszej reprezentacji.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz