godzina 00.40 – mieszkanie
Myślę
o tym wszystkim. Mam serio dość i myślę co mogłem zrobić źle. Rozmawiam ze swoimi
przyjaciółmi, są mi teraz potrzebni. Stwierdzam tylko jedno: „A kto by się tym przejmował?”.
Chyba czas zacząć traktować to zdanie jako motto. Koniec z użalaniem się!
godzina 01.00
Wiem!
Wiem co jest najpodlejszym co mogę zrobić! Jedyna osoba, na której zależy Piotrkowi
to Ola. Wniosek jest prosty. Muszę się z nią zaprzyjaźnić, zrobić wszystko, żeby
jego najlepsza przyjaciółka zaczęła mieć więcej czasu dla mnie, niż dla niego! Tak,
nie ma nic okropniejszego. Cóż, jestem zodiakalnym skorpionem, a ze skorpionami
się nie zadziera. Dla przyjaciół wszystko! Dla ludzi, którzy zaszli za skórę podobnie. Tyle, że w innym sensie...
godzina 05.30
Czemu
się obudziłem tak wcześnie i czemu jestem tak nabuzowany? Czuje się fatalnie i
beznadziejnie. Chciałbym przeleżeć w łóżku cały dzień. Próbuje wziąć się w
garść i nie użalać, ale to silniejsze niż ja.
Włożyłem
słuchawki i zacząłem słuchać muzyki. Zagubiony w świecie dźwięków pomału
zacierałem wściekłość, która mnie dosłownie wypełnia.
godzina 14.05
Dryń!
Rozległo się dzwonienie do drzwi.
– Adrian, teraz musisz sprawiać pozory normalnego
humoru – powiedziałem sam sobie.
Dryń! Ponownie zadzwonił dzwonek, a w przedpokoju
rozległy się kroki mamy. Już za chwilę mieszkanie wypełnią członkowie rodziny.
– Adrian, teraz czas na wyuczony uśmiech –
wyszeptałem.
Mojego
wyuczonego uśmiechu nauczyłem się jeszcze w gimnazjum – najgorszym okresie
mojego życia. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie byłem tak samotny jak
wtedy. Przytłoczony rodzinnymi problemami, które stały się codziennym gościem
naszego domu, stałem się zamknięty w sobie. Wtedy zacząłem pisać pierwszą długą
powieść. Była ucieczką do świata, w którym było wszystko tak jak chciałem.
Całkowicie po mojej myśli.
W
tamtych czasach czułem, iż nie mam oparcia nawet w najbliższej rodzinie. Świat
miał mnie gdzieś. Ludzie dookoła udawali, że nie widzą co się ze mną dzieje. Jeszcze
inni zaczęli zauważać moją słabość i wykorzystywać ją przeciwko mnie. Zawsze
byłem niski i bardzo szczupły. W gimnazjum niski wzrost wystarczył, żeby stać
się przedmiotem drwin, dokuczania, szykanowania i pewnego rodzaju
prześladowania. Wtedy pierwszy raz zauważyłem, że to nie jest świat dla miłych
i dobrych ludzi. Stałem się dupkiem i szybko poradziłem sobie z szkolnymi
problemami. W przeciwnym razie chyba bym zwariował. Gdy poznaję nowych ludzi
chcę być miły, uprzejmy i pomocny. Wszystko do czasu, póki ktoś nie zajdzie mi
za skórę. Wtedy pozwalam swojej gorszej stronie na wyjście z ukrycia. Nigdy
więcej nie dopuszczę, żeby ktokolwiek gardził mną tak, jak robiono to przez
jakiś czas w gimnazjum.
godzina
15.15
– Wujek, chodź się bawić! – prosiła Zuzia – dwu i
pół letnia córka mojego kuzyna.
– No dobra!
– Biegniemy do twojego pokoju!
Dobrze, że potrafię dogonić Zuzie idąc, bo nie mam
ochoty biegać. Z drugiej strony wolę siedzieć z nią w moim pokoju niż przy
stole z rodziną, gdzie z każdej strony atakowany jestem inną rozmową, podczas
gdy ja sam nie biorę udziału w żadnej.
– Skaczemy jak tygryski!
– Okej – odparłem, trzeba było nie dawać jej
maskotki Tygryska z Kubusia Puchatka, chociaż to całkiem słodkie i urocze. Małe
dzieci są kochane.
godzina 18.30
Jestem
wykończony. Goście właśnie wyszli. Zabawa w tygryska trwała prawie czas.
Przerwami było słuchanie o tym, że powinienem już być zaręczony, a najlepiej to
mieć już własną rodzinę. Dobrze, że chociaż na stole mieliśmy wino i mogłem
pić, a nikt nie miał mi tego za złe. Zabawa w tygryska ewoluowała potem do rzucania
maskotką po całym domu, oraz ukrywania go przez Zuzię i zmuszania mnie do
odnajdywania zabawki. Mimo wszystko całkiem dobrze się z nią bawiłem.
godzina 19.30
Okej,
znowu piję sam z sobą. Tym razem białe wino. Napisałem do Oli. Życzyłem
wesołych świat i spytałem czy znajdzie dla mnie czas, bo zdążyłem się stęsknić.
Wyraziła chęć na spotkanie. Musimy tylko ustalić co, kiedy i jak.
godzina 20.00
Co mógłbym zrobić? Pierwsza wersja to położenie się
na ziemi i śpiewanie „Cambio Dolor” będąc zagubionym we własnym smutku
(kompletnie nie wiem czemu przyszła mi do głowy piosenka ze „Zbuntowanego
Anioła” i teledysk z tarzaniem się po podłodze podczas gdy nad głową fruwają
białe gołębie). Druga opcja to pokazanie, że mam ich całkowicie gdzieś (co
oczywiście nie jest do końca prawdą) i bawię się życiem coraz lepiej z każdym
kolejnym dniem - być jak Lily Allen w „Smile” . Niestety nie potrafię ładnie śpiewać, więc pierwsza opcja
odpada.
Podsumowanie
dnia: Nikt tak nie potrafi
wymęczyć jak małe dziecko.