poniedziałek, 17 czerwca 2013

Dzień 132 – 17.06.2013



godzina 08.45 – pociąg
            Jak każdego ranka wciśnięto mi w dłoń darmową gazetę, gdy przechodziłem przez dworzec. Właściwie przeglądam tu jedynie nagłówki, czytam horoskop i wyrzucam resztę. Czasem rozwiązuję krzyżówkę z Karolem i Rafałem.
 – Zaufaj swojej intuicji – przeczytałem jedno ze zdań mojego horoskopu na dziś. – Moja pieprzona intuicja mówi, że nic, co planuje dzisiaj, nie wyjdzie – pomyślałem, chociaż w gruncie rzeczy nie wierzę w te horoskopy. Czytam je dla zabawy, czasem trafiają się tak idiotyczne, że aż śmieszne.

godzina 11.00 – uczelnia
            Bardzo nie lubię tego uczucia gdy pisząc kolokwium doskonale wiesz, że robisz coś źle. Zwolnienie z egzaminu właśnie się oddala, nie dam rady napisać tego na pięć. Cóż, będzie trzeba wykuć wykłady i w przyszły poniedziałek wybrać się na egzamin.

godzina 12.00
            – Jak wam poszło, będzie pięć? – spytał Rafał.
– Nie – odparłem.
– W żadnym wypadku – wtrącił Maciek.
– Przynajmniej nie będę musiał sam jechać na egzamin – zaśmiał się Rafał. – Karol chyba dostanie tą piątkę, pisał jak szalony.
– Wiesz, ja też niby wszystko policzyłem. Niestety źle policzyłem – dodałem.


godzina 15.00 – mieszkanie
            Nie umiem dzisiaj siąść nad notatkami. Chcę, ale po prostu mnie odrzucają. Zdecydowanie odpuszczam dziś naukę.

godzina 17.00
            Obiecałem sobie zadzwonić do Łukasza. Teraz nie ma już odwrotu. Obwieściłem na blogu, że to zrobię, więc nie mogę się wycofać. Z resztą, gdybym się wycofał, to Radek wypominałby mi to do końca życia. Już zawsze słuchałbym, że jestem tchórzem i miękkim chrupkiem. Wolę usłyszeć „spadaj!” niż do końca życia być chrupkiem!

godzina 18.15 – las
            W pokoju jest zbyt duszno. Postanowiłem wybrać się na krótki spacer. Idąc mniej się denerwuję, a jestem naprawdę zestresowany. To głupie. Czego ja się obawiam? W gruncie rzeczy znam odpowiedź, ale co mi szkodzi spróbować. Och, teraz albo nigdy!
            Wyjąłem komórkę i odszukałem numer. Chwile patrzyłem się w wyświetlacz. Może jednak lepiej dać sobie spokój? Kurwa! Zadzwonię! W przypływie odwagi wybrałem numer.
– Słucham? – powiedział Łukasz po kilku sygnałach.
Radek twierdził, żebym po prostu się przywitał, przedstawił, zaproponował spotkanie i tyle.
– Cześć Łukasz – powiedziałem. – Tu Adrian, Adrian Kraft. Masz może jakieś plany na czwartek albo piątek? A jeśli nie, to co powiesz na jakieś piwo, kawę? – dokończyłem.
– Raczej nie. Dzięki – odpowiedział.
Zapadła krótka cisza. Czemu się nie wyłączasz? – pomyślałem. Wszystko na mojej głowie!
– Okej, rozumiem, pa – przerwałem milczenie i zakończyłem połączenie.

godzina 19.00 – mieszkanie
            Moja intuicja miała rację co do przebiegu rozmowy. Mimo wszystko czuję pewną ulgę. Chciałem usłyszeć cokolwiek. W końcu dobiegło to do końca. Oczywiście nie mam zamiaru porzucać pisania mojej książki. Dokończę ją i spróbuję wydać. Ale co do Łukasza, to czas zamknąć ten rozdział. To dziwne, bo nie czuję jakiegoś wielkiego smutku.

Podsumowanie dnia: Odetchnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz