czwartek, 6 czerwca 2013

Dzień 121– 06.06.2013



godzina 07.30 – mieszkanie
            Czas wypróbować ten cudowny puder do włosów. Tylko jak się tego używa? Hm, pewnie tak jak całej reszty preparatów tego typu. Odkręciłem pojemniczek i postanowiłem wysypać odrobinę pudru na dłoń. Nie minęło kilka sekund, a całą łazienkę wypełniał biały puder unoszący się w powietrzu… Ups, mam nadzieję, że jak ten okropny pył opadnie, to nie będzie go widać. Inaczej poniosę śmierć z rąk mej matki.

godzina 09.15 – uczelnia
            Szaleństwo, prawdziwe szaleństwo! Załatwiłem kartę obiegową i to tylko cztery miesiące po obronie dyplomowej… Wprawdzie musiałem trochę pościemniać w bibliotece, ale w końcu dostałem ten okropny podpis, którego z niewiadomych powodów nie potrafiłem otrzymać. Może udało się dlatego, że dzisiaj w bibliotece miała zmianę inna osoba niż zwykle?

godzina 10.30
            Wczorajsza matematyka zdana. Może i na trzy plus, ale najważniejsze, że jest zaliczona! Rozochocony tym sukcesem postanowiłem zmierzyć się z prowadzącym matematyczne projekty. Muszę go przekonać, że mój projekt wcale nie jest taki zły, jak mu się wydaje. W każdym razie nie mogę całkowicie przyznać się do błędu.
– Dzień dobry, można panie doktorze? – spytałem wchodząc do jego gabinetu.
– Pan Kraft, tak? – upewnił się.
– Tak.
– Proszę.
– Co jest źle w tym projekcie? – spytałem od razu. – Wynik z metody analitycznej jest taki sam jak wynik z solvera, a dodatkowo zgadza się z założeniami początkowymi – dodałem.
– Generalnie liczył pan zadanie na dwóch równaniach, a tutaj powinno się użyć trzech równań – odpowiedział.
– Panie doktorze, ale czy przypadkiem nie było mówione, że sekcje jednoosobowe liczą zadania z dwoma równaniami, a dwuosobowe z trzema?
– Istotnie tak było… – przyznał trochę zmieszany.
– A ja jestem sekcją jednoosobową, dlatego nawet nie próbowałem liczyć na trzech.
– Rozumiem, ale jednak wynik przez to nie jest dobry. Właściwy wynik to osiem godzin i jedenaście godzin.
– U mnie wyszło osiem i pół godziny, a także dziesięć i pół. To przecież prawie żadna różnica…
– No cóż. Powiedzmy, że mogę dać panu trzy, no dobrze, nawet trzy i pół za ten projekt. Za projekt pierwszy ma pan cztery i pół. Natomiast w trzecim jest mały błąd.
– Jaki? – westchnąłem pytająco.
– Właściwie to wszystko jest dobrze, ale w pewnym miejscu projektu można zastosować kilka różnych metod. Akurat pana metoda, chociaż obliczona poprawnie, nie jest najlepsza w tym wypadku. Jeśli ją pan zmieni, dam panu cztery na koniec. Co pan na to?
– Do jutra wyślę poprawioną wersję – zgodziłem się.

godzina 12.00
            Razem z Maćkiem, Karoliną i Patrykiem idziemy w stronę auli, gdzie odbędzie się wykład.
– Ja nie chce tam iść! – mruknął Maciek. – Chodźmy lepiej na kawę, albo hamburgera do Mcdonald’a.
– Mnie przekonałeś – odparł Patryk.
– Mnie też – dodała Karolina.
Wszyscy spojrzeli na mnie. Właściwie to nic się nie stanie, jeśli sobie odpuścimy.
– No dobra, niech wam będzie! – powiedziałem.

 godzina 18.00 – mieszkanie
            Poprawiłem ten okropny projekt. A teraz muszę zabrać się do nauki. Los potrafi być niezwykle złośliwy. Akurat w ten weekend nie będzie mnie w domu i nie będę miał czasu na naukę, tak więc w przyszłym tygodniu mam cztery kolokwia. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że odbędą się w poniedziałek i wtorek. Cóż za ironia.

Podsumowanie dnia: Uczelniana babranina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz