wtorek, 11 czerwca 2013

Dzień 126– 11.06.2013



godzina 05.45 – mieszkanie
            Uhh, obudziłem się jeszcze bardziej zmęczony niż przed położeniem do łóżka. Oczy same się zamykają, ale muszę wstać i pojechać na głupi egzamin i głupie kolokwium. Chociaż mogę poleżeć jeszcze pięć minutek…

godzina 06.45
            Do diaska! Miało być pięć minut, a nie dwadzieścia. Do tego nie ma ciepłej wody, a nie wyjdę z domu bez wymycia włosów. Zagotowałem wodę, nalałem do miski, dolałem trochę zimnej i przy pomocy szklanki polewałem sobie głowę. Potem szybko wybrałem z szafy spodnie, białą koszulę, krawat i czarny kardigan. Już bez przesady z tą elegancją, ten egzamin nie jest aż tak istotny.

godzina 07.30 – pociąg
            Przynajmniej jadę zgodnie z rozkładem. Żeby nie było tak pięknie tuż przed wejściem na dworzec kobieta żul i mężczyzna żul nadmiernie eksponowali swoje głębokie uczucie lub głębokie upojenie tanim winem. W każdym razie ich namiętny pocałunek zapadł mi w pamięci i wcale nie był to ładny widok – a wręcz przeciwnie, był odrażający. Chyba już nigdy nie dam rady o tym zapomnieć!

godzina 09.45 – uczelnia
            Egzamin poszedł całkiem dobrze, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że prawie się na niego nie uczyłem. Teraz mam ponad dwie godziny przerwy do kolokwium i w tym czasie mam zamiar przyswoić całą niezbędną widzę.

godzina 12.00
            – Masz cztery i pół z dzisiejszego egzaminu – powiedziała Karolina.
– Serio?! To super! – ucieszyłem się zdziwiony. – Nie myślałem, że napisałem tak dobrze, a ty jak?
– Tak samo, Maciek podobnie. Patryk dostał pięć.
– Cóż, był jedyną osobą na ostatnim wykładzie. Wcale mnie nie dziwi jego pięć. Takie sam na sam z prowadzącym może wiele zdziałać – odparłem.
– Pff, trzeba było też przyjść, a nie teraz dokuczać! – zaśmiał się Patryk
– Dziękuję, ale nie kręcą mnie takie zabawy – dodałem.

godzina 14.00
            Kolokwium też nie poszło tak źle. Wychodząc z uczelni po wpisach z niemieckiego stwierdziłem, że mam w tym tygodniu więcej szczęścia niż rozumu. Nie uczyłem się praktycznie na nic, a wszystko jakoś mi poszło. Może jednak została mi jeszcze odrobina zdolności do szybkiej nauki? Myślałem, że już całkiem straciłem tą umiejętność. Czasem chyba warto wyluzować i nie przejmować się obowiązkami. Zrobić coś fajnego, przyjemnego i nie myśleć o tym co powinniśmy, a o tym czego chcemy.

 godzina 17.00 – mieszkanie
            Wróciłem do domu, zjadłem obiad. Jestem w trybie zombi. Jeśli nie zdrzemnę się to zasnę na stojąco. Spróbuję dzisiaj odespać ten weekend – byłoby miło mieć trochę więcej sił i energii.

Podsumowanie dnia: Szczęściarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz