sobota, 15 czerwca 2013

Dzień 130 – 15.06.2013



godzina 12.00 – u babci
            – Może coś zjesz? – spytała babcia.
– Ja tylko na chwilkę! Poodkurzam ci, albo posprzątam co chcesz i lecę!
– A gdzie się tak spieszysz?
– Muszę jechać do Radka na jego imprezę z okazji zakończenia studiów.
– No tak, wypada żebyś tam poje chachał, ale może jednak coś zjesz?
– Jadłem śniadanie! Dziś nawet specjalnie nie porozmawiamy, ale jutro przyjeżdżasz do nas na obiad, to ci wszystko opowiem i pokaże dyplom.
– Dostałeś już dyplom?
– Tak, w czwartek. Nie wiem czy można użyć słowa „już”. Minęło pięć miesięcy od obrony…

godzina 13.00 – autobus
            Jak miło gdy słońce tak mocno grzeje. Dla mnie mogłoby zawsze być po trzydzieści stopni, kocham lato. Pożyczyłem sobie z biblioteki „Nostalgię Anioła” i nawet zacząłem ją czytać. Stwierdziłem jednak, że to zbyt ładny dzień na czytanie książki o zgwałceniu i zamordowaniu czternastolatki. Nie chcę psuć swojego całkiem dobrego nastroju.

 godzina 14.00 – mieszkanie
            Wydrukuję tylko notatki na czwartkowy egzamin i poczytam je dzisiaj w pociągu. Czemu ta impreza musi być w akademiku i czemu akurat w tym tygodniu. Radek jeszcze nie wie, że wpadnę tam na dwie godzinki i wracam do domu. Wolę, żeby marudził jak będę na miejscu, niż zaczął to robić już teraz.

godzina 15.00
            Ola napisała do mnie co dzisiaj robię. Na szczęście nawet nie muszę kłamać, że nie mam czasu. Szybko odpisałem, że jadę do akademika. Życzyła mi dobrej zabawy, ponarzekała na nudę i spytała czy może nie pójdziemy gdzieś w najbliższym czasie bo nie ma co robić. Zastanawiam się czy napisać wprost, że nie uważam tego za dobry pomysł i nie pójdziemy, czy po prostu ją olać. Póki co zignoruję tego esemesa. Do jutra całkowicie o nim zapomnę i w ten sposób nie odpiszę, jednocześnie unikając poczucia winy!


godzina 18.00 – dworzec
            Pociąg dojechał prawie punktualnie. Szybkim krokiem opuściłem peron i kierowałem się do wyjścia z dworca. Niespodziewanie zobaczyłem znajomą, o której zdążyłem już zapomnieć – Dorotę.
– Hej! – przywitałem się.
– Adrian! Co ty tu robisz?!
– Idę do Radka na jego pożegnalną imprezę – wyjaśniłem.
– Ja tak samo! – odparła. Właściwie mogłem się tego domyślić, przecież studiowali razem i poznałem Dorotę właśnie przez Radka.
– Zostajesz do rana? – zapytałem.
– Nie, wracam o dwudziestej drugiej trzydzieści.
– Ja planuje o dwudziestej pierwszej.
– Wracaj tak jak ja, boję się sama iść nocą przez miasto.
– Ostatnie połączenie do siebie mam o dwudziestej drugiej pięć – wyjaśniłem.
– Och, to mi wiele nie pomaga…

godzina 21.00 – akademik
            Siedzimy przed akademikiem z uwagi na śliczną pogodę. Gramy na gitarze (dokładnie to gra Radek i jego kumpel), śpiewamy, pijemy i całkiem dobrze się bawimy. Wprawdzie miałem iść już pół godziny temu, ale postanowiłem wrócić tym pociągiem po dwudziestej drugiej. Jedyne co mnie drażni, to fakt całkowitego braku prywatności. Nie można porozmawiać o niczym osobistym, jest tu za dużo osób. A chciałem spytać Radka o to co jego poradniki mówią na temat dzwonienia do Łukasza. Cóż, zapytam go jutro. Zostało mi pół godziny zabawy w towarzystwie chemików i ludzi, którzy przechodzili obok, usłyszeli jak gramy i śpiewamy, po czym dosiedli się do nas. Co zabawne, jedna kobieta twierdzi, że uczy rosyjskiego na naszej uczelni. Muszę ją wypatrzyć następnym razem, gdy będę miał zajęcia w tej całej katedrze języków obcych.

 godzina 22.15 – pociąg
            Zadzwoniłem do mamy, żeby powiedzieć jej, iż będę później. Zapomniałem, że dzisiaj spędza wieczór ze swoją przyjaciółką – Anetą, której mąż dłubał mi wczoraj w zębach.

– Co tam synu? – spytała nietrzeźwym głosem mama.
– Ach, nic. Będę później.
– Okeeeej. Poczekaj chwilę! Aneta ci coś powie!
– Hm? Nie rozumiem…
– Cii, czekaj!
Słyszałem śmiechy i szamotaninę gdzieś w tle. Po chwili usłyszałem Anetę mówiącą smerfowym głosem.
– Adriaaaan! Jak się bawiłeś?!
Zanim zdążyłem zrozumieć co tu jest nie tak usłyszałem mamę posługującą się równie smerfowm głosem.
– Mamy HELołin party!
– Że co?! – spytałem śmiejąc się.
– Nie bolało cię wczoraj? – po smerfowemu krzyknął do słuchawki  wujek.
– Jej, co wy robicie? – dziwiłem się.
– Wciągamy hel! Ha ha, ale to śmieszne! HELołin! Mamy ogromny balon wypełniony helem!
– Zwariowaliście! – chichotałem.

Podsumowanie dnia: Rozmowy na helu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz