piątek, 7 czerwca 2013

Dzień 123– 08.06.2013



godzina 04.30 – mieszkanie
            To milo wstać przed świtem, żeby zrobić tonę sanwich’y z serem, szynką i keczupem. Czuje się jak pracownik jakiejś manufaktury. Posmarować chleb tostowy masłem, położyć ser, dodać szynkę, nałożyć drugą kromkę chleba, wsadzić do tostera, poczekać chwilę i wyjąć sandwtich. Powtórzyć cały cykl. Chyba mam dość tostów na kolejne pół roku.

godzina 07.30 – pociąg
            Jedziemy z Radkiem, Markiem i Darkiem w przedziale dla ośmiu osób. Towarzyszy nam milcząca, starsza pani i Chinka czytająca tajemniczą chińską książkę. Nie ma źle. Obawiałem się, że podróż spędzimy w towarzystwie meneli, harcerzy śpiewających piosenki, zakonnic grających na gitarze, człowieka jedzącego gotowane jajka lub kółka różańcowego. Tym razem jednak moje przypuszczenia się nie sprawdziły, cud!

godzina 12.00
            – Weź i zadzwoń do Łukasza, spytaj go czy nie chce gdzieś wyjść i już! – Radek nieustanie drążył temat.
– No ale…
– Nie ma żadnego ale! Co niby stracisz? Przecież nawet nie gadacie!
– Och, zawsze ktoś mówi, że nic nie tracę i żebym napisał, wysłał esemesa i sam nie wiem co jeszcze. Niby nie tracę, ale efektów też żadnych nie ma.
– Może on cię nie kojarzy?
– Niemożliwe, żeby nie kojarzył!
– Skoro tak uważasz. W każdym razie, zadzwoń do niego i już!
– Eh, no może to nie jest taki zły pomysł – łamałem się. – Ale to nie dziś przecież.
– Pewnie, że nie dziś! Nawet nie w tym tygodniu, po prostu kiedyś zadzwoń. Spróbuj umówić się na jakieś piwo i tyle. Jak powie, że nie to trudno.
– On pewnie w ogóle nie odbierze, a co dopiero cokolwiek powie.

godzina 13.00
            Radek i Darek toczą zaciętą dyskusję na temat jakiegoś poradnika podrywania, czy czegoś w tym stylu. Twierdzą, że te rady naprawdę działają. Chociaż to takie dziwne umawiać się z kimś według jakiegoś ustalonego schematu, gdzie podane masz nawet ile godzin powinno trwać które spotkanie, o czym rozmawiać na pierwszej, a o czym na siódmej randce. 

godzina 19.00 – Ergo Arena
            Czekamy pod Ergo Areną na galę KSW. Pomału zaczynają wpuszczać do środka. Właśnie dowiedzieliśmy się, że nie możemy wnieść żadnych napojów ani jedzenia. Wszystko należy wyrzucić.
– Nie wywalę tego, mam jeszcze tonę jedzenia! – warknął Marek.
– No, widać że mama cię spakowała. Jako jedyny masz tyle prowiantu – zaśmiał się Darek.
– Jak go jadłeś to nie narzekałeś! – odpyskował mu Marek.
– Wiem! Schowajmy to w krzakach! Jak zniknie to trudno, jak nie to fajnie. Co nam szkodzi.
– W sumie to ma sens – przyznałem. – Chociaż jest strasznie głupie – zaśmiałem się. – Zależy mi tylko na mojej wodzie mineralnej. Nie wiem czy w nocy znajdziemy sklep, a będzie chciało mi się pić.
– E tam, woda to najmniejszy problem – odparł Darek.
– Jeszcze będziesz chciał napić się tej wody! – odgrażałem się.

godzina 23.00
            Oglądamy kolejne walki. Oprawa całego KSW naprawdę robi wrażenie.
W międzyczasie dowiedziałem się, że we wrześniu jadę na kolejną galę, bo bilety już są kupione. Niedługo dostanę kartę stałego bywalca, albo zaproszenie do jakiegoś fanklubu. Cóż, póki co skupie się na oglądaniu kolejnych walk, kibicowaniu i biciu brawa wraz z tłumem widowni. Minęły już sporo czasu od mojej ostatniej wizyty na Ergo Arenie, co zabawne, nasze dzisiejsze miejsca są dokładnie w tym miejscu, w którym stała scena Lady Gagi, gdy byłem tu około trzech lat temu.

Podsumowanie dnia: Dawaj na ring!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz