godzina 00.15
– centrum
Nie
sądziłem, że spotkanie z Mikołajem będzie trwało tak długo. Zwykle wracaliśmy
do domów przed północą, ale nie widzieliśmy się strasznie długo. Również
pierwszy raz, Mikołaj pił przy mnie piwo bez dodatku soku marakujowego. Zmianie
za to nie uległa jego punktualność i musiałem czekać pół godziny aż dotarł na
miejsce spotkania.
Początkowo
siedzieliśmy w knajpie, jednak potem postanowiliśmy pójść w inne miejsce.
Ostatecznie nie znaleźliśmy nigdzie wolnych stolików. Skończyło się na kupieniu
dwóch piw na głowę w całodobowym sklepie monopolowym. Poszliśmy w odludne
miejsce niedaleko torów kolejowych. Usiedliśmy na trawie, zapalniczką
otworzyliśmy piwa. Nie potrafiliśmy wyczerpać wszystkich zaległych tematów.
Jedynie nie potrafimy znaleźć nici porozumienia rozmawiając o jedzeniu. Mikołaj
jest weganem. Nie przeszkadza mi to w żaden sposób, ale po prostu nie potrafię
zrozumieć jak można wytrzymać na takiej diecie. Zawsze po spotkaniu z nim
jestem cholernie głodny. Wracam do domu i pochłaniam wszystko co jest pod ręką.
Nie jem przy nim nic, chociaż on nie widzi problemu w tym, żebym kupił sobie
kebaba, hamburgera albo pizze. Jednak czułbym się dziwnie, gdybym tylko ja
jadł, a on siedział i patrzył.
godzina
01.00
–
Ostatnio słuchałem tej nowej, okropnej piosenki Jennifer Lopez i Pitbulla –
powiedziałem.
– O nie, tylko nie Pitbull…
– Nie znasz jej? – zapytałem.
– Jestem szczęściarzem i ominęła mnie ta przyjemność.
– Zaraz to nadrobimy!
– Co?! Nie! – protestował.
– Raz w życiu Internet w komórce się przyda – odparłem
i włączyłem Youtube na swoim smartfonie.
godzina 01.00
Puszczenie
tej piosenki spowodowało, że wpadliśmy w nieskończony krąg muzyki pop.
Pobudzeni alkoholem zaczęliśmy tańczyć, jakbyśmy byli w klubie.
– Jezu, co my robimy? Party hard w dwie osoby –
zaśmiał się Mikołaj.
– I to w krzakach na jakimś zadupiu – dodałem.
– Masakra!
– E tam, może robimy trochę siary ale jest śmiesznie. Nikt
nas przecież nie widzi!
– Lepiej puść „Die Young”, dawno tego nie słyszałem – zmienił
temat.
godzina 01.20
– O nie,
wyczerpałem Internet na ten miesiąc! Teraz będzie megawolny, albo płatny. Sam nie
wiem jak to do końca u mnie wygląda po wyczerpaniu limitu.
– To nie posłuchamy „Baby one more time”, a taką
miałem ochotę – mruknął Mikołaj, który zwykle nie słucha takiej muzyki. Zaskakują
mnie jego propozycje.
– Hmm, akurat mam tą piosenkę na komórce – zaśmiałem się.
– Serio?
– Cii, po prostu słuchaj – zażartowałem. – no i ewentualnie
tańcz, śpiewaj…
Mikołaj podszedł i pocałował mnie. Zastanawiam się czemu
zawsze gdy wypijemy zaczynamy się całować. Potem nie widzimy się przez pół roku,
spotykamy i zachowujemy jakbyśmy spędzali razem każdy piątek.
godzina 14.00 – mieszkanie
Nauka
idzie dziś bardzo źle. Jestem odrobinę zmęczony bo w domu byłem dopiero koło trzeciej
w nocy, ale to nawet nie senność mi przeszkadza. Dzisiejszy dzień jakoś wyjątkowo
demotywuje. Karolina twierdzi, że także nie potrafi dziś na niczym się skupić. Dam
sobie spokój z tą matematyką. Jutro nad nią przysiądę.
godzina 20.00 – pub
Wieczór
z Radkiem i Markiem zawsze jest udany. Dzisiaj nie szalejemy, krótkie spotkanie.
Właściwie tylko po to, żeby po prostu nie siedzieć całego wieczoru w domu.
– Czyli właściwie nie robisz w pracy nic związanego z kierunkiem?
– spytałem Radka.
– Kompletnie, ale w sumie cieszy mnie to. Nie chciałbym
pracować w kierunku. Mam go serdecznie dość.
– Mam podobnie, jak byłem na pierwszym roku cieszyłem się
na jakieś zajęcia laboratoryjne. Teraz ich nienawidzę – dodał Marek.
– Ja w sumie chciałbym pracować w zawodzie. Nie lubię jakoś
specjalnie mojego kierunku, ale przywykłem do tego jaki jest – przyznałem.
– Studia mają to do siebie, że nawet jak idziesz na coś
interesującego, to na trzecim roku stwierdzasz, że właściwie w ogóle tego nie lubisz
– westchnął Radek. Niestety ciężko nie przyznać mu racji…
Podsumowanie
dnia: Po prostu udany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz