sobota, 1 czerwca 2013

Dzień 116 – 01.06.2013



godzina 00.15  – centrum
            Nie sądziłem, że spotkanie z Mikołajem będzie trwało tak długo. Zwykle wracaliśmy do domów przed północą, ale nie widzieliśmy się strasznie długo. Również pierwszy raz, Mikołaj pił przy mnie piwo bez dodatku soku marakujowego. Zmianie za to nie uległa jego punktualność i musiałem czekać pół godziny aż dotarł na miejsce spotkania.
            Początkowo siedzieliśmy w knajpie, jednak potem postanowiliśmy pójść w inne miejsce. Ostatecznie nie znaleźliśmy nigdzie wolnych stolików. Skończyło się na kupieniu dwóch piw na głowę w całodobowym sklepie monopolowym. Poszliśmy w odludne miejsce niedaleko torów kolejowych. Usiedliśmy na trawie, zapalniczką otworzyliśmy piwa. Nie potrafiliśmy wyczerpać wszystkich zaległych tematów. Jedynie nie potrafimy znaleźć nici porozumienia rozmawiając o jedzeniu. Mikołaj jest weganem. Nie przeszkadza mi to w żaden sposób, ale po prostu nie potrafię zrozumieć jak można wytrzymać na takiej diecie. Zawsze po spotkaniu z nim jestem cholernie głodny. Wracam do domu i pochłaniam wszystko co jest pod ręką. Nie jem przy nim nic, chociaż on nie widzi problemu w tym, żebym kupił sobie kebaba, hamburgera albo pizze. Jednak czułbym się dziwnie, gdybym tylko ja jadł, a on siedział i patrzył.

 godzina 01.00 
            – Ostatnio słuchałem tej nowej, okropnej piosenki Jennifer Lopez i Pitbulla – powiedziałem.
– O nie, tylko nie Pitbull…
– Nie znasz jej? – zapytałem.
– Jestem szczęściarzem i ominęła mnie ta przyjemność.
– Zaraz to nadrobimy!
– Co?! Nie! – protestował.
– Raz w życiu Internet w komórce się przyda – odparłem i włączyłem Youtube na swoim smartfonie.

godzina 01.00 
            Puszczenie tej piosenki spowodowało, że wpadliśmy w nieskończony krąg muzyki pop. Pobudzeni alkoholem zaczęliśmy tańczyć, jakbyśmy byli w klubie.
– Jezu, co my robimy? Party hard w dwie osoby – zaśmiał się Mikołaj.
– I to w krzakach na jakimś zadupiu – dodałem.
– Masakra!
– E tam, może robimy trochę siary ale jest śmiesznie. Nikt nas przecież nie widzi!
– Lepiej puść „Die Young”, dawno tego nie słyszałem – zmienił temat.

godzina 01.20
            – O nie, wyczerpałem Internet na ten miesiąc! Teraz będzie megawolny, albo płatny. Sam nie wiem jak to do końca u mnie wygląda po wyczerpaniu limitu.
– To nie posłuchamy „Baby one more time”, a taką miałem ochotę – mruknął Mikołaj, który zwykle nie słucha takiej muzyki. Zaskakują mnie jego propozycje.
– Hmm, akurat mam tą piosenkę na komórce – zaśmiałem się.
– Serio?
– Cii, po prostu słuchaj – zażartowałem. – no i ewentualnie tańcz, śpiewaj…
Mikołaj podszedł i pocałował mnie. Zastanawiam się czemu zawsze gdy wypijemy zaczynamy się całować. Potem nie widzimy się przez pół roku, spotykamy i zachowujemy jakbyśmy spędzali razem każdy piątek.

godzina 14.00 – mieszkanie
            Nauka idzie dziś bardzo źle. Jestem odrobinę zmęczony bo w domu byłem dopiero koło trzeciej w nocy, ale to nawet nie senność mi przeszkadza. Dzisiejszy dzień jakoś wyjątkowo demotywuje. Karolina twierdzi, że także nie potrafi dziś na niczym się skupić. Dam sobie spokój z tą matematyką. Jutro nad nią przysiądę.



godzina 20.00 – pub
            Wieczór z Radkiem i Markiem zawsze jest udany. Dzisiaj nie szalejemy, krótkie spotkanie. Właściwie tylko po to, żeby po prostu nie siedzieć całego wieczoru w domu.
– Czyli właściwie nie robisz w pracy nic związanego z kierunkiem? – spytałem Radka.
– Kompletnie, ale w sumie cieszy mnie to. Nie chciałbym pracować w kierunku. Mam go serdecznie dość.
– Mam podobnie, jak byłem na pierwszym roku cieszyłem się na jakieś zajęcia laboratoryjne. Teraz ich nienawidzę – dodał Marek.
– Ja w sumie chciałbym pracować w zawodzie. Nie lubię jakoś specjalnie mojego kierunku, ale przywykłem do tego jaki jest – przyznałem.
– Studia mają to do siebie, że nawet jak idziesz na coś interesującego, to na trzecim roku stwierdzasz, że właściwie w ogóle tego nie lubisz – westchnął Radek. Niestety ciężko nie przyznać mu racji…

Podsumowanie dnia: Po prostu udany.   
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz