godzina 09.20 – kampus
Spotkałem
Kajetana idącego na egzamin z języka obcego. Nie wiem jakim cudem nie spotkałem
go na dworcu. Jeździmy z tej samej stacji, a ja byłem na peronie dużo wcześniej
niż powinienem. Nie widziałem go już dość dawno, więc miło pogadać o głupotach.
godzina 11.00 – uczelnia
Kolokwium
w formie testu z czterema możliwymi odpowiedziami na sporo zalet, zwłaszcza gdy
jest przeprowadzane w bardzo małej sali i wszyscy siedzą obok siebie. Nawet nie
trzeba się zbytnio starać, żeby spojrzeć do pracy osoby obok. Kilku pytań byłem
nawet całkowicie pewien, inne strzelam, bo przecież mam dwadzieścia pięć
procent szans na trafienie. Prowadzący niestety nie zrozumie, że z bardzo
ważnych powodów nie miałem jak się uczyć…
godzina 13.30
Kolejne
kolokwium i to z tym samym prowadzącym niestety nie idzie tak dobrze. W czasie
pisania pan doktor sprawdził nasze testy. Dostałem czwórkę, więc wspaniale jak
na praktyczny brak nauki. Teraz niestety mamy sprawdzian obliczeniowy, więc nie
da się strzelać. Może chociaż uda się dostać tróję, aż tak źle mi nie idzie…
godzina 14.20 – pociąg
Znowu
spotykam wszystkich. Trafiłem na Alicję w towarzystwie znajomych z roku, a
potem koleżankę, która w najbliższym czasie obroni tytuł magistra i skończy przygodę
z uczelnią. Ponownie czuje się dziwnie z tym, że ludzie z mojego rocznika, z którymi
zaczynałem studia odchodzą, a ja na własne życzenie będę tutaj jeszcze jeden rok.
godzina 17.00 – mieszkanie
Co ja
bym zrobił bez energy drinków? Tylko one pomagają w nauce. Chyba jeszcze nie zregenerowałem
swoich sił po minionym weekendzie. Och, nienawidzę gdy rano trzeba napisać kolokwium,
wrócić do domu i uczyć się na kolejne. Człowiek czuje, jakby czas uciekał przez
palce. Dzień mija zbyt szybko, zbyt nudno i sprawia wrażenie zmarnowanego. Życiowa
rutyna potrafi przytłaczać. Ciągle robimy to samo, a czas ucieka i właściwie nic
na to nie możemy poradzić.
Podsumowanie dnia:
Ambitnie z przymusu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz