wtorek, 7 maja 2013

Dzień 91 – 07.05.2013



  godzina 10.50 – autobus
            Dzisiaj jadę na uczelnie autobusem, pociągi znacznie nadużyły mojego zaufania. Wydarzenia ostatnich czasów na kolei są całkowicie zniechęcające. Przy okazji jazdy autobusem spotkałem znajoma, której nie widziałem chyba już z półtorej roku. Chodziliśmy do jednej klasy w podstawówce i gimnazjum. Ostatecznie wylądowaliśmy na tej samej uczelni, tyle że Aga studiuje biotechnologię.
– Jak u ciebie? – spytałem. – Praca magisterka już napisana? – dodałem.
– Och, niestety nie bronię się w tym roku. Miałam przerwę w studiach. Zmieniałam specjalizację i tak dalej – wyjaśniła w taki sposób, by uniknąć oficjalnego przyznania się do dziekanki wziętej z powodu oblania jakiś przedmiotów.
– Cóż, w takim razie będziemy bronić się razem za rok – odpowiedziałem.
– No tak, zapomniałam, że przez ten drugi kierunek też będziesz kończyć rok później.
– Perspektywa szukania pracy przeraża mnie, więc wcale nie jest mi przykro z tego powodu – przyznałem.
– Chyba przeraża nas wszystkich. Sama nie wiem gdzie chciałbym pracować. Na żadną oczyszczalnię ścieków się pewnie nie dostanę, w laboratoriach zarabia się marnie i ciężko o awans. Myślę, że mogłabym być urzędniczką albo kimś takim…
– A jakieś firmy związane z farmacją? Tam podobno też mogą pracować biotechnolodzy.
– Podobno. Byłam na praktyce w takiej firmie. Od razu powiedzieli, że praktyki możemy odbyć, ale biotechnologa nie przyjmą za nic w świecie – westchnęła.
            Biotechnologia miała być wspaniałym kierunkiem, który przez bardzo długi czas był reklamowany jako przyszłościowy i właściwie gwarantujący pracę. Niestety boom na te studia przesycił rynek. Znam kilka osób po biotechnologii i żadna z nich nie znalazła pracy w zawodzie. Przemilczałem ten fakt. W końcu to nie moja sprawa, czemu mam być nieuprzejmy.

godzina 13.40 – kampus
            Idę na kolejne zajęcia, które odbędą się w innym budynku. Kompletnie nie wiem skąd na tym chodniku wzięło się tylu ludzi.
– Cześć Adrian – usłyszałem od jednej z mijających mnie osób.
– O hej! – odpowiedziałem automatycznie zanim zdążyłem skojarzyć kogo widzę. Dopiero po chwili dopasowałem twarz do imienia. Spotkałem najlepszą przyjaciółkę od mojej przyszywanej kuzynki. Ona też studiuje u nas na uczelni. Pamiętam, że zgłębia tajniki robotyki. Jest jedyną dziewczyną na swoim roku i wszyscy koledzy mówią do niej „koleś”. To dziwne, bo jest naprawdę ładna, całkowicie nie pasuje mi do ksywki „koleś”. Pewnie mimo wszystko owinęła sobie wszystkich kumpli wokół palca. Mam dziś szczęście do spotykania ludzi, których dawno nie widziałem.

godzina 15.00 – w drodze na dworzec
            Lekcja niemieckiego całkowicie mnie zamuliła. Czuje się strasznie ospały, chociaż nie zmęczony. Chyba jakiś wampir energetyczny wyssał moją energię. Nareszcie koniec! W towarzystwie Karola opuściłem mury uczelni.
            Jakby inaczej. W dniu spotykania wszystkich nie mogło zabraknąć Łukasza. Och, nie mam sił, żeby zaprzątać sobie nim głowę. Niech spada, przynajmniej dzisiaj…

godzina 15.50 – pociąg
            Jedziemy z Krzysiem rozmawiając o zbliżających się studenckich  juwenaliach. Rozmawiamy na temat koncertów, zaproszonych zespołów i naszych wspomnień z takich imprez. Naprzeciwko nas siedzi facet koło trzydziestki. Przysłuchuje się nam uważnie.
– Przepraszam, że tak podsłuchuję! – zaśmiał się. – Jestem absolwentem tej uczelni, ciekawi mnie kto będzie występował w tym roku – przyznał.
Nieznajomy dołączył się do dyskusji, opowiadał o swoich przeżyciach z czasów studenckich.
– Ja właściwie wolę takie koncerty z ogromną pompą – przyznałem. – Wprawdzie bilety kosztują kilka stówek, ale za to przeżycia są niezapomniane.
– Tak! – zgodził się nieznajomy. – Pamiętam jak byłem na koncercie U2, który odbywał się kilka lat temu. – Potem wszędzie mówili o nim. W radiu, telewizji. Człowiek czuł się taki w pewien sposób dumny, że mógł w tym uczestniczyć.
– Coś w tym jest. Na U2 nie byłem, ale za to ze znajomymi wybraliśmy się na koncert Lady Gagi w Gdańsku.
– Ooo – wyraził zdziwienie połączone z zaciekawieniem. Nie wiem dlaczego, ale zawsze ludzie reagują w pozytywny sposób gdy wspomina się o tym koncercie. Wypytują jak było, jakie Gaga sprawia wrażenie na żywo i jak wygląda. Chyba nawet ludzie, którzy za nią nie przepadają są w pewien sposób zaintrygowani.
            Reszta drogi przeleciała na rozmowie o koncertach, studiach, szukaniu pracy w zawodzie. Pewnie Karol przy najbliżej okazji znowu powie, że mam talent do przyciągania obcych ludzi rządnych rozmowy. Tym razem jednak nie trafiliśmy na żadnego zboczeńca ani wariata. Facet był sympatyczny. No może jedynie fakt, iż ściągnął buty w pociągu był dziwny…

godzina 16.20 – autobus
            No nie, znowu kogoś spotkałem. Tym razem Kingę, z którą chodziłem do jednej klasy w ogólniaku. Wtedy bardzo się kumplowaliśmy, teraz spotykamy się jedynie raz na jakiś czas na dworcu. Wciąż potrafimy rozmawiać, jakbyśmy dalej spędzali razem dużo czasu. To dość przykre jak przyjaciele zmieniają się w znajomych, a znajomi w praktycznie obcych ludzi.

Podsumowanie dnia Przypadkowe spotkania.

4 komentarze:

  1. Hm.. Nasuwa mi się jedno, zasadnicze pytanie: Czemu ma służyć ten blog? I jeszcze kilka pytań... Co uzyskam czytając go (tego bloga)? Czy jest w nim jakiś sens? Skąd bierzesz czas na codzienne pisanie?
    Możesz odpowiedzieć mi na te pytania u mnie na blogu? Byłbym wdzięczny, bo mnie to interesuje :)
    taka-sytuacja.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej odpiszę na Twoim blogu. Tutaj też załączę odpowiedź. Może ktoś inny również będzie ciekawy odpowiedzi na te pytania.

      1)Ma służyć (tak jak i wyżej opisywana płyta) rozrywce. Skoro ludzie lubią codzienne oglądanie seriali, które są o zwykłym życiu, to czemu nie mieliby chęci czytać bloga o takiej tematyce?
      2)Co uzyskasz czytają tego bloga? To samo co ja z Twojego - spojrzenie na świat z perspektywy innej osoby. Różnimy się jedynie formą. Ty piszesz bardziej recenzje, ja opisuje swoje przemyślenia, przeżycia itd w jak najbardziej "książkowej" formie. Oczywiście założenie codziennego pisania uniemożliwia pisanie bloga tak jak książki (wielokrotne poprawianie każdego zdania itd), ale myślę że efekt i tak jest zadowalający.
      3) Czy jest w nim jakiś sens? A czy w Twoim życiu jest jakiś sens? Opisuje swój każdy kolejny dzień. Całość ma trwać rok. Nie mam pojęcia co się wydarzy przez ten czas. Kilka "wątków" z początku bloga zdążyło się już zakończyć, inne wciąż trwają. Wszystko tworzy pewną całość. Jednak skoro zadałeś te pytania, to w jakimś stopniu mój blog zwrócił Twoją uwagę, więc chyba pisanie go ma sens.
      4) Skąd bierzesz czas na codzienne pisanie? Pisanie to moja największa pasja. Marzę o zostaniu pisarzem (o czym możesz dowiedzieć się z bloga) i dążę do tego z całych sił. Odrobinę tej pasji przeniosłem na bloga, więc nie mam problemu z codziennymi aktualizacjami - sprawia mi to przyjemność.

      Mam nadzieję, że zaspokoiłem Twoją ciekawość.
      Pozdrawiam,
      Adrian Kraft

      Usuń
  2. Styl "książkowy" jednak miesza się trochę z takim mówionym i czasami dziwnie to wygląda :)Ale tylko czasami
    I generalnie fajnie piszesz:)
    Nie lubię blogowych pamiętników, ale ten jest w porządku:)

    "To dość przykre jak przyjaciele zmieniają się w znajomych, a znajomi w praktycznie obcych ludzi. " Tak, smutne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdaję sobie sprawę, że ze stylem różnie bywa. Niestety nie sposób trzy razy zastanowić się nad każdym zdaniem, jeśli notka ma być codziennie :) Czasami też dzień nie sprzyja tworzeniu czegokolwiek itd :D Mimo wszystko staram się, żeby wszystko wychodziło jak najlepiej :) Dziękuje za opinię :)

      Usuń