czwartek, 16 maja 2013

Dzień 100 – 16.05.2013



godzina 10.50 – autobus      
            Czy tylko ja czuje jakiś specyficzny wstręt do ludzi jedzących jabłko w miejscu publicznym? Wyjątkowo źle odbieram to w środkach transportu. To okropne chrupanie, ten sok cieknący po brodzie i rękach, te włókna wchodzące między zęby. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, mało co działa mi na nerwy tak jak spożywanie jabłka w miejscu publicznym. Chyba nie jestem do końca normalny…

godzina 12.30 – centrum
            Po wizycie w bibliotece postanowiłem przejść się po sklepach w centrum miasta. Wybrałbym się do galerii, ale to spory kawałek drogi. Zadowoliłem się więc tymi sklepami z ciuchami, które były w pobliżu. Wszędzie ubrania są identyczne, zrobione na jedno kopyto. Różnią się tylko metką z nawą firmy, chociaż znalazłem trampki, które nawet mi się podobają. Będę musiał zastanowić się nad ich zakupem. Na upalne dni są dużo lepsze niż adidasy.

godzina 15.30 – mieszkanie
            Postanowiłem dokończyć zaległy projekt. Och, nie wiedziałem jak zrobić trójwymiarowy wykres. Na szczęście klikając ikonkę „pomoc” znalazłem rozwiązanie problemu.

godzina 19.00
            Postanowiłem skontaktować się z Olą i upewnić, czy jutrzejsze spotkanie jest aktualne. Nie chcę jechać na darmo.
– Ojej! Nie złość się, ale pomyliłam sobie tygodnie. Moglibyśmy przełożyć to o tydzień?
– Pewnie, nie ma problemu. Nie spieszy się – przyznałem całkowicie szczerze.
– Chyba, że chcesz, to możemy jutro pójść pochodzić po galerii.
Chwilę się zastanawiałem. Stwierdziłem, że nie wiem czy nie wolę załatwić tego szybko. Bez długich pogawędek i spędzania razem godziny lub dwóch. Prędzej czy później Ola poruszy temat Piotrka, a ja nie chcę o nim słuchać.
– Może być za tydzień. Nie chcę cię fatygować – odpowiedziałem.
– Okej.
– Chociaż prawdopodobnie w przyszły piątek będziemy odrabiać zajęcia, ale wtedy możemy przełożyć to o kolejny tydzień, albo dwa.
– Dobrze, umówimy się jakoś.

godzina 20.00
            Dzisiaj odbywają się juwenalia naszej uczelni. Ja uznałem, że zostaję w domu. Jednym powodem jest fakt okropnego dojazdu, a może nawet nie tyle dojazdu, co powrotu. Wolałbym nie zostawać tam do rana, a jedyny nocny pociąg jedzie o takiej godzinie, że na autobus w stronę osiedla czekałbym prawie równą godzinę. Powrót rano wiązałby się ze strasznym kacem i jazdą między ludźmi idącymi do pracy. Jednak drugi powód, który może wydać się trochę głupi jest moja wena. Ostatnio naprawdę dobrze idzie pisanie „Chłopaka z pociągu”. Nie chcę zmarnować nawet chwili. Juwenalia będą za rok – to pewne. Kiedy ponownie wena będzie ze mną tak długo? Tego nie wiem. Szkoda jednak byłoby ją zmarnować.

Podsumowanie dnia: Wszystko w imię sztuki!   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz